I wydała nocka swoje dziecię – Słońce
przeszywając promieniami
okno starego drzewa,
które strząsnęły resztki snu.
Urodziłem się na nowo
razem z modlitwami ptaków.
Powietrze wdarło się do płuc.
Pierzasta kołdra uniosła się leniwie
odsłaniając pierwsze oznaki życia.
Już szósta – zawołał zegarek.