Obraz Pod Powiekami III
zapraszamy do wspólnej zabawy w pisanie...
Po kilku długich tygodniach przerwy ponownie zapraszamy wszystkich do naszego zaplątanego konkursu... wspólnej zabawy w pisanie. Można powiedzieć, że to swego rodzaju Obraz Pod Powiekami (Reaktywacja). Bawić się będziemy co miesiąc, o ile tylko zainteresowanie będzie choć w części takie jak to onegdaj bywało. A o co chodzi?
Poniżej prezentujemy Wam zdjęcie. Niech stanie się ono inspiracją do napisania przez Was tekstu, może wiersza, może krótkiego opowiadania (max cztery strony, czcionka 12). Styl, technika, rodzaj - dowolne. Zdjęcie może zainspirować, może przywołać jakąś myśl która stanie się np pierwszym wersem który później rozwinie się w wiersz. A może zechcecie je opisać... może obudzi jakieś uczucie. Jedyny warunek który musi być spełniony... Tekst musi w "czytelny" sposób do zdjęcia nawiązywać. Nadesłane utwory zostaną zaprezentowane na naszej stronie www i naszym FB.
Skoro konkurs, to i nagrody :) Tym razem tekst który wybierze zaplątana komisja zostanie nagrodzony książkami: - Arkadiusz Łakomiak - Dziwny jest ten świat [tomik ufundowany przez autora] -
Young Paul - Chata
Zabawę będziemy powtarzać co miesiąc do końca roku... Wtedy wybierzemy jeden tekst spośród tych które wygrają poszczególne edycje i przyznamy mu nagrodę specjalną: czytnik EBOOKów :)
Wszystkich chętnych zapraszamy do wspólnej zabawy. Teksty na konkurs można przysyłać do końca marca 2014 roku na adres:
krzysztof.kargol@op.pl
[ lub za pomocą formularza ]
Nadesłane teksty
Emila Konicer - Barwinkiem zarośnięteBywają miejsca zapomniane bowiem od lat nie odwiedzane życie nam pisze scenariusze odchodzą w niepamięć dusze
zarosły barwinkiem już mogiły drewniane krzyże dawno zgniły pozostały jedynie żelazne stare i pochylone pomniki takie szare
w skłonie o pamięć swą proszą zapachem mchu i ziela unoszą i te napisy zamazane deszczem zobacz może tam leżą wieszcze
tylko swym piórem pamiętani a lata wstecz tam pochowani przystań na chwilę w zadumie z modlitwą a to chyba umiesz.
Ula Pilarz - zapomniany
uschnięte kwiaty listopadowy znicz knot zanurzony w lepkim wosku
nazwisko ledwo nieczytelne złomiarze zabrali samogłoski płyta poprzecinana pęknięciami plamy błota
możliwe że zmarłemu nie zależy na porządku w zaświatach najbardziej boli niepamięć bliskich
krzysiek banita kargól - ostatni spacer (tekścidło nie bierze udziału w konkursie)
a jak już kiedyś przyjdziesz po mnie, a przyjdziesz, na pewno to wiem. któregoś dnia sobie o mnie przypomnisz, i na wspólny spacer zaprosisz mnie. twoje Imię będzie zapisane, a kiedy przyjdzie czas, przedstawisz się. stanę na progu niezdecydowany czy chcę z tobą iść, czy raczej nie.
a jak już kiedyś przyjdziesz po mnie dobrze się zastanów, czy tego chcesz. świętym nie byłem, nie jestem i nie będę, a w piekle taki tłum, że śmiać się chce. twoje Imię będzie zapisane, a kiedy przyjdzie czas, przedstawisz się. stanę na progu niezdecydowany czy chcę z Tobą iść, czy raczej nie.
a jak już kiedyś przyjdziesz po mnie pamiętaj, obiecałem ugościć cię. nie martw się, ja znam imię twe. wiem jak samotnym bywa Śmierć.
Gaba - krótka improwizacja nie do końca na temat
Umarłam... No tak po prostu... Wzięłam i umarłam...
Zajebiste uczucie kiedy widzisz wszystko i wszystkich słyszysz, a nikt nie widzi ani nie słyszy ciebie. Nie mogłam się przyzwyczaić, że nikt nie czuje mojego dotyku, nie słyszy moich słów. Ale to jeszcze nic... Ja, ta która zawsze emocjonalnie postrzegałam świat... Nagle nic. Nie czułam ani strachu, ani przygnębienia, ciepła czy zimna. Dziwne... Wszystko co ważne przestało mieć znaczenie. Jak to? Nie muszę biec? Zabiegać? Starać się? Przecież jestem ważna, potrzebują mnie... Patrzyłam na wszystko z góry z niedowierzaniem, świat kręcił się dalej, funkcjonował beze mnie... Patrzyłam jak wszyscy moi bliscy i znajomi cierpią. Pogrzeb... Jedna wielka maskarada dla większości, dla nielicznych ból, płacz, przygnębienie. To tylko chwila, nooo może dwie, z mojej perspektywy czas nie miał znaczenia, biegł inaczej. Zastanawiało mnie jedno, a co, przecież mam czas, mogę się zastanawiać, czyż nie? Dlaczego moja mogiła nie przypomina innych, tych obok... ładnych, marmurowych, dlaczego jak na innych, na mojej nie ma kwiatów, świeczek... Tylko te zeschnięte liście... Gdzie moi bliscy którzy mnie odwiedzali, opowiadali swoje historie... Zaraz, zaraz... Czyj to grób? Ile ona miała lat? Przecież była dużo młodsza ode mnie. Ona też? Jej nagrobek też nie przypomina innych, też nie ma na nim kwiatów, zniczy... Ile to już czasu minęło? Cholera, skup się kobieto... Czy to możliwe, że minął już wiek albo więcej? Ale kiedy? Jak? I skoro tak, to dlaczego nadal tu tkwię, patrzę jak zmieniają się pory roku, ale w sumie to... nie dzieje się nic. Taaak, uwielbiam patrzeć jak przez zgniłe liżcie przebijają się źdźbła trawy, jak drzewa nade mną puszczają pąki, jak cyklicznie raz za razem budzi się nowe życie. Tylko dla kogo? Jest coś co mi przeszkadza... Nie mogę zrozumieć co... Coraz bardziej... Hałas? Wycie? Kurwa co to jest? Niech to przestanie, niech ktoś z tym coś zrobi... Tego się nie da wytrzymać! Tylko skąd ja znam ten cholerny dźwięk? Czyżby? Ale jak? Nie... To nie możliwe, przecież ja umarłam... Jednak dalej wyje... Ten dźwięk... Skąd ja... Teraz głos... - Mamo! Cholera, to już wyje czterdzieści minut! Wstaniesz wreszcie? I wyłącz ten budzik!
Jerzy Pietruszczak - sznury zapalone
Co raz spadają, jako z drzazgi smolnej, z duszy człowieka sznury zapalone. Płonąc nie wiemy, czy jesteśmy wolni, czy to co nasze jest już utracone?
Tego nie wiemy, bo skąd mamy wiedzieć, w łoskocie mediów - wśród skarg i lamentów. W zbytku , dostatku, czy w ponurej biedzie, jesteś zbawiony, albo też przeklęty?
Kiedy popiołem sypkim się zostaniesz, ambicje twoje jak wicher ulecą. Pomyśl przechodniu - tak jak ja się staniesz, pyłem, marnością. Stań i zapal świecę...
Elżbieta KowalczykPod powiekami mam sen jeszcze - jak piasek kłuje poranna rzeczywistość
za oknem drzewa w porannej bezradności rozłożyły konary jak wysmukłe krzyże w szaro-burej tonacji
Pod powiekami mam sen jeszcze - jak piasek kłuje poranna rzeczywistość
to moja ojczyzna wymieniająca wciąż krew w oparach absurdu to wciąż ona ze strzelistymi drzewami grobami umarłych poetów bohaterów ginących zbyt młodo
już czas spojrzeć w roześmiane dziecięce twarze w jutrzejsze pejzaże pełne słonecznych barw zakwitłych codziennym szczęściem
Pod powiekami mam sen jeszcze - jak piasek kłuje poranna rzeczywistość
Sylwia Potiopa kto dzisiaj pamięta o tym lichym lasku gdzie historia niesie swoje echo gdzie gleba wchłonęła każdą kroplę przelanej krwi
kto pamięta o ostatnim miejscu spoczynku zatartym przez czas nazwisku dzielnego człowieka
kto podniesie upadły przed laty krzyż a suchymi ustami zmówi modlitwę serca
Jacek Wraga - W pokoju
"A ja wam mówię, że Bóg ma też noce bezsenne."
Maria Konopnicka
W pokoju, obok ostrego zapachu wódki i papierosów, który skutecznie
przedostawał się przez lekko uchylone drzwi, unosił się delikatny,
różany aromat. Zdawało się, że walczy o przetrwanie, lecz z góry jest
skazany na niepowodzenie. Pod spękanym sufitem kłębił się siwy,
nieznośny dym, prześwietlony wątłymi promieniami słońca, które wpadały
do pomieszczenia jakby od niechcenia. Od nadpękniętych ścian odchodziła
wyblakła, zielonkawa farba, mająca lata świetności dawno za sobą. Pod
nią utworzyła się jakby tęcza – pozostałość po starych warstwach farb,
spod których wystawały większe połacie tynku. Na kamiennych parapetach
stały doniczki, po brzegi wypełnione petami – wyglądały jak zółto-białe
kępy dawno nie podlewanej przez deszcz trawy. Ze starej, pozbawionej
drzwi szafy, wypełzały porozrzucane ubrania. Niektóre z nich ułożyły się
wygodnie na podłodze, czekały aż ktoś je podniesie. Na środku pokoju
stał dumnie, niczym pomnik, szary fotel, przykryty czerwoną kapą, która
miała przykryć zagłębienie – skutek częstego przesiadywania. Jednak ta,
nie dość, że nie spełniała swojej funkcji, to jeszcze bardziej
uwypuklała wspomniane wgłębienie. W rogu, samotny maruder, odłączony od
swoich towarzyszy - niewielkie, kruche, nadgryzione przez czas i korniki
łóżko. Całość wyglądała co najmniej tragicznie. Było jednak w tym
pokoju coś niezwykłego, coś, co w ogóle nie pasowało do jego wystroju.
Był to obrazek świętej Rity, patronki spraw trudnych i beznadziejnych,
powieszony tuż nad łóżkiem, na zardzewiałym i przybitym słabymi,
trzęsącymi się rękami gwoździu. Święta postać z obrazka wpatrywała się
swoim łaskawym wzrokiem na inną, zgoła odmienną postać, leżącą w łóżku,
przybitą do niego silnymi rękami nieustępliwego gwoździa czasu. -
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi… - wyszeptała
staruszka, przykuta do łóżka. W lewej ręce ściskała ze wszystkich sił
wytarty przez miliony modlitw różaniec, drugą ręką próbowała nieudolnie
uczynić znak Krzyża. Przypominało to bardziej odganianie much, lub w
najlepszym wypadku, drapanie się po nosie. Mimo że na czole staruszki
pojawiły się krople potu, ta nie poddawała się ani na chwilę. Z uporem
maniaka podnosiła pomarszczoną, wychudłą dłoń do czoła, ramion i piersi,
by z godnością rozpocząć modlitwę. - Na wieki wieków, kurwa!
Matka, pomódl się lepiej, żeby mi wódki nigdy nie zabrakło. No, i z kasą
krucho, więc może bym wygrał w końcu coś w totka. Ta twoja rencina taka
mizerna, a tu jeszcze fajki trzeba kupić, gumki, wódę…to nie są tanie
rzeczy! – wychrypiał zapijaczony głos mężczyzny siedzącego w fotelu. Ten
nie przejmował się najwyraźniej gasnącym życiem kobiety, swojej matki,
która resztkami sił modliła się nie o swoją rychłą śmierć, ulgę w
cierpieniu, lecz o nawrócenie syna. Jej czasu zostało niewiele, lecz,
jak sama często powtarzała, dla syna, zawsze jest nadzieja. - Co
matka tak się durnowato na mnie wpatruje, jakby zobaczyła tego swojego
Jezuska? Jego nie ma, a nawet jeśli gdzieś tam sobie w chmurkach lata,
to i tak nie zstąpi, bo mu się zwyczajnie nie chce. Słyszysz? Czy już
sobie gdzieś odleciałaś?! – mężczyzna zerwał się nagle z fotelu,
podszedł chwiejnym krokiem do łóżka, niepewnym ruchem wyrwał różaniec z
ręki matki, rzucił nim o podłogę, tak, że jego koraliki rozpierzchły się
na wszystkie strony pokoju. Później, wszystko potoczyło się jakby
automatycznie, jakby ktoś wszedł do umysłu syna, kierował jego dłońmi,
kontrolował myśli, znał każdy jego zamiar, szeptał do ucha wskazówki, a
ten, zupełnie pod jego kontrolą wykonywał rozkazy jak najwierniejszy
sługa. Gdy mężczyzna, człowiek z krwi i kości, lub to, co z niego
zostało, pozbył się różańca staruszki, zerwał ze ściany obrazek świętej
Rity i rzucił nim w kąt. Następnie podszedł do matki chwycił za ubranie i
zaczął szarpać, potrząsać, okładać pięściami i krzyczeć: gdzie jest
teraz twój Bóg? Gdzie był, gdy umarł ojciec, gdzie był, gdy gwałcili mi
siostrę? Gdzie był, gdy odeszła ode mnie żona? Jego nie ma, nie ma, nie
ma! Następnie wyszarpał poduszkę spod głowy matki, chwycił mocno w
dłonie i zacisnął na jej twarzy. Ta zaczęła trząść się na łóżku,
wymachiwiać bezwładnie rękami, próbowała złapać łyk powietrza, który był
dla niej na wagę złota, wszystko na darmo. Życie ulatywało z niej,
niczym powietrze z wypuszczonego balonika. Wszystko to nie trwało zbyt
długo. Przed oczami mignął staruszce obraz całego życia. Jej wzloty i
upadki, szczęśliwe chwile i te, o których nie chciała pamiętać, a mimo
wszystko tkwiły głęboko w podświadomości. Po krótkiej walce, oddała
ducha, jednak syn najwyraźniej nie zdawał sobie z tego sprawy, gdyż
zaciskał poduszkę coraz mocniej i mocniej, aż z głębi łóżka dobiegło
chrupnięcie. Nie wiadomo, czy to martwej matce pękły kręgi w szyi, czy
może łóżko nie wytrzymało szaleńczego ataku mężczyzny. Człowiek,
zwany kiedyś synem, stworzony na podobieństwo Boga samego, siedział
teraz na łóżku. Uspokoił się nieco, głowę oprał o posiniałe ręce.
Oddychał miarowo, rozkoszując się każdym łykiem powietrza. Powoli
zaczęło do niego docierać, co zrobił. Najpierw delikatnie, później coraz
mocniej i mocniej, jak burza z gradem i piorunami, jak morskie fale,
które rozbijały się o brzeg jego resztek sumienia. Wstał. Podszedł do
opróżnionej niemal całkowicie butelki, chciał skosztować resztek napoju,
który całkowicie odbierał mu zmysły, jednak ta wyśliznęła mu się z ręki
i rozbiła na kilkadziesiąt kawałków. Tak samo, jak jego małżeństwo, z
którego nic nie pozostało – pomyślał. Sięgnął do kieszeni po paczkę
papierosów. Szybko okazało się, że jest pusta. Tak samo prezentował się
jego portfel. I życie, które nigdy życiem nie tętniło. Bo przecież
wszystkiemu winny był on, jego alkoholizm, brak wiary, bierność, egoizm.
Zwieńczeniem jego biografii będzie notka o tym, że zamordował matkę
własnymi rękami. Pochowany, bez pamięci, między łotrami, w zimnym
grobie, nad którym nikt nigdy nie zapłacze. Zaklął pod nosem
siarczyście, zaczął szukać po szafkach pochowanych przez matkę
pieniędzy, przewracając wszystko, co napotkały jego ręce, jednak niczego
nie znalazł. W końcu, zupełnie zdesperowany, usiadł na fotelu. Schylił
się, aby podnieść z ziemi kawałek szkła. Następnie rozsiadł się
wygodnie, wpatrując w odłamek, zaczął nim obracać, uśmiechając się
szyderczo do siebie. – Tak, to będzie najlepsze wyjście – wyszeptał.
Wziął głęboki wdech, zacisnął zęby, przyłożył szkło do nadgarstka i
wyrysował na ręce krwawą linię, prowadzącą niemal do zgięcia ręki. Razem
z powietrzem, wypuścił z płuc życie. Na nienaturalnie wygięte usta,
spadły, jak grom z jasnego nieba, równie nienaturalnie w jego przypadku
słowa: …teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen. W pokoju, obok
ostrego zapachu wódki i papierosów, unosił się jeszcze różany aromat i
charakterystyczny, metaliczny zapach krwi. Nagle zrobiło się cicho, jak
makiem zasiał, za oknem szumiał niczego nieświadomy wiatr, przechodnie
biegli swoimi codziennymi ścieżkami, a słońce nadal wdzierało się
wątłymi promieniami do pokoju, w którym sufit pękał, ze ścian odchodziła
farba, nikt na pewno nie podniesie ubrań, na fotelu nikt więcej nie
usiądzie. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że nigdy nie zabraknie ust
chętnych do modlitwy. Żarliwej, pełnej wiary. Bez niej, życie może stać
się opuszczonym, zarośniętym cmentarzem.
Anna Sari - Cicho sza... Zaszemrały liście na wietrzeprzesiąknięte wspomnieniami powietrze zarośnięte alejki chwastami zapomnianym nikt świecy nie pali...
czas zaciera imiona wyryte stoją krzyże kirem rdzy okryte niemym gestem wyciągają ramiona już nic więcej się tu nie dokona... śladów stóp nie ujrzysz na piasku cicho sza nocą i o dnia brzasku tylko liście szeleszczą w rozpaczy ptak zakwili nostalgii trelem...
A mówili że przetrwa ślad po nas zapomnienia pył nie okryje przecież żyliśmy pełną piersią nasze groby są teraz niczyje...
młody las porasta aleje okrywając mchem niepamięci szeptu modlitw nie słychać wcale płomyk ciepły dusz nie nęci...
Emilia Konicer - Cmentarz
Miejsce pamięci... a nie jeden już i zapomniany ogrodzenie i brama powyginane krzyże jak starcy z laską pochylone łzę wspomnień pozostawił znicz wypalony
widać że człowiek wart tyle co Jego życie już na mogile z mchu utkane jest poszycie deszcz zamazał napis w płycie wyryty czasem wiatr gdzieś za drzewem ukryty
przytuli te szarą już zniszczoną mogiłę nucąc „Człowieczy los” na daną tę chwilę a jeśli i ty usłyszysz w zarośli szumie przystań na chwilę... pochyl głowę w zadumie
kiedyś też to będzie i Twoje miejsce uszanuj pamięcią zmarłych pokaż swoje serce.
|
|