W
nocy spadł śnieg i biały puch pokrył całe podwórko niczym pod kołdrą
ukrywając szarość nagich gałęzi. Jedynie dorodne świerki rosnące przed
oknami kontrastują jakąś wyblakłą zielenią, choć i one uginają się pod
białymi czapami. Stoję w drzwiach, nie chcę nawet myśleć o tym by wyjść i
zburzyć ten obraz odciskając w śniegu własne ślady. Wyjście jest jednak koniecznością biorąc pod
uwagę moje umiejętności jako kierowcy i zapowiedzi kolejnych opadów. Nie
mogę wracać, zostaję na kolejnych kilka dni. Sam przed sobą muszę
się przyznać, że to jedynie wymówka by wydłużyć mój pobyt w tym miejscu.
Dzwonię do domu, tłumaczę co się stało, uprzejmie odmawiam pomocy w
transporcie i biorę się do pracy. Mozolnie, metr za metrem przekopuję
podwórko tworząc swego rodzaju mapę w białym puchu. Jedna ścieżka do
stodoły, druga do składziku z drewnem na opał, trzecia do furtki gdyby
zjawił się jakiś niespodziewany gość. Macham łopatą przez cały dzień,
czuję jak nieprzyzwyczajone do ruchu ciało powoli się buntuje kolejnymi
ukłuciami bólu. I czekam na noc. Wieczorem robię sobie kolację, palę w
piecu i zasiadam w starym, wytartym fotelu. Czekając aż cały pokój
wypełni się ciepłem palonego drewna okręcam się kocem, biorę w dłoń
kieliszek wiśniówki wyprodukowanej przez mojego kuzyna i powoli
odpływam. To miejsce jest magiczne i pełne wspomnień. Każda ściana,
wiszący na niej obraz, zegar, stary okrągły stół to dla mnie obrazy
przeszłości. To miejsce każdym kątem przypomina mi ją, co jest o tyle
dziwne, że nigdy jej tu nie było. Powoli zapadam w sen pieszczony
rozchodzącym się ciepłem i kolejnym kieliszkiem wiśniówki. Dopala się
drewno, zapada cisza, ja zapadam się we własne wspomnienia. Mam na imię
Mateusz i urodziłem się mając 37 lat.
/\
Mam
na imię Mateusz i urodziłem się mając 37 lat. Wtedy, pamiętnego marca
2011 roku stało się coś co na zawsze zmieniło mój sposób patrzenia na
ludzi, świat i całą skomplikowaną rzeczywistość, a co ważniejsze, stało
się coś, co już na zawsze zmieniło mnie samego. Wtedy, w marcu 2011 roku
poznałem ją. A raczej to ona poznała mnie wpadając w moje nudne życie i
przynosząc mi pełen koszyk doznań i uczuć o których istnieniu nie
miałem pojęcia. - Dzień dobry. Nazywam się Weronika Strike i dzwonię
do pana z ofertą ubezpieczenia na życie - usłyszałem w słuchawce
telefonu ciepły kobiecy głos, który, muszę przyznać postawił moje
zaspane ciało do pionu. Instynktownie wyprostowałem się i przetarłem
załzawione oczy. - Dziękuję pani bardzo, ale nie jestem
zainteresowany - odpowiedziałem przerywając rozpędzający się monolog
który zaczynał mi się nawet powoli podobać a wizja polisy na życie
zaczęła się jawić jako coś mi do życia niezbędnego. - Może jednak
znajdzie pan kilka minut na wysłuchanie szczegółów oferty - była dobra w
tym co robiła - To tylko kilka minut a decyzja dotyczy pana i pańskiej
rodziny. Popatrzyłem na stertę brudnych naczyń w zlewie między
którymi powoli zaczynał rozkwitać mały ekosystem, na niedomykający się
kosz z brudną bielizną wymagającą odszukania instrukcji obsługi pralki i
podjąłem słuszną jak się później okazało decyzję. - No to słucham - odpowiedziałem. Rozmowa
trwała kilka minut, i choć przestałem rozumieć cokolwiek po trzecim
zdaniu, słuchałem z zapartym tchem nie chcąc stracić nawet jednego
słowa. Mam bardzo wyczulony słuch, a głos to coś na co zwracam
szczególną uwagę. A tego głosu chciało się słuchać. - No więc panie Mateuszu, możemy umówić się na spotkanie? - usłyszałem w słuchawce i dotarło do mnie, że to już koniec rozmowy. - Raczej nie, dziękuję - skąd ona zna moje imię, ja się jej na pewno nie przedstawiałem - Do widzenia. - Do usłyszenia panie Mateuszu. Odłożyłem
słuchawkę, popatrzyłem wrogo na kuchenny bałagan, potem na pralkę której obsługa
stanowiła dla mnie swego rodzaju niezbadaną zagadkę i tak jak robiłem to
już dziesiątki razy postanowiłem szybko znaleźć sobie jakieś inne nie
cierpiące zwłoki zajęcie. Paczka papierosów i czteropak piwa były w
zasięgu ręki.
\/
Dziś
w nocy myślałem dlaczego mężczyzna wybiera konkretną kobietę. Dla
"opakowania"? Nie, choć atrakcyjne opakowanie coś w sobie ma. Dla sexu?
Też nie. Więc dlaczego zaczyna nagle o tej jednej myśleć jak o matce
swoich dzieci? Może feromony? Cholera, też nie. Chyba, a raczej na pewno
dla zawartości opakowania które fascynuje, przyciąga, intryguje. Choć
pełne sprzeczności i wzajemnych wykluczeń jest piękne. Właśnie to
wnętrze jest tak ważne. A może wszystko to brednie, bo facet wybiera tą
jedną kierując się tylko uczuciami, a wtedy cała reszta jest mało ważna
bo liczy się tylko uczucie do niej. Gorzej jeśli ten facet sam jest
pusty i tylko mu się wydaje, że jest inaczej.
28 grudzień 2011 roku Kraków
Obudziło
mnie przejmujące zimno. Na dworze znowu sypie śnieg i temperatura
spadła o kolejnych kilka stopni. Ubieram kurtkę i wychodzę po kolejną
porcję drewna na opał. Efekty mojej wcześniejszej pracy z łopatą którą teraz czuję w
krzyżu są już ładnie zasypane białym, lepkim puchem. Brnę przez śnieg
ciągnąc za sobą wiklinowy kosz, układam w nim szczapy drewna i wracam. Zamykam
drzwi, dyszę z wysiłku, a pomieszczenie wypełnia para z moich ust. Może
jednak to był zły pomysł, trzeba było wracać do miasta, za stary już
jestem na takie ekstremalne warunki. Rozpalam w piecu, teraz szybko
odzyskuje ciepło i wypełnia pokój ciężkim powietrzem. Znowu siadam w
fotelu z kieliszkiem Andrzejowej wiśniówki i starym zeszytem pełnym
pożółkłych już dzisiaj kartek. To nigdy niewysłane listy które pisałem
do niej latami. Każdego wieczoru kiedy zasypiam...
/\
Rano
wstałem z potwornym bólem głowy. Po otwarciu szafy okazało się, że
znalezienie tej cholernej instrukcji obsługi pralki jest już koniecznością, tak samo jak
porządki w kuchni, w której, takie przynajmniej odnosiłem wrażenie,
powoli rodziła się całkiem spora i zorganizowana społeczność. Dochodziło południe kiedy
zadzwonił telefon. Właśnie próbowałem zrozumieć różnicę między praniem
szybkim a normalnym co budziło we mnie skojarzenia z jakimś serialem sf,
więc telefon był wręcz chwilowym wybawieniem. - Słucham - powiedziałem nieco zachrypniętym głosem. -
Witam ponownie panie Mateuszu. Weronika Strike z tej strony,
rozmawialiśmy wczoraj, pamięta pan? - usłyszałem i pomyślałem jaka to
kobieta jest uparta - Może się pan jednak da namówić na spotkanie? Jej głos dziwnie na mnie działał. Chciałem go słuchać, ale takie nachalne dzwonienie było zdecydowaną przesadą. -
Bardzo pani dziękuję za troskę o moje życie, ale nie skorzystam. Możemy
się umówić, ale nie na rozmowę o ubezpieczeniach - sam nie wiem
dlaczego to powiedziałem, tak jakoś samo wyszło. - A o czym? - znowu
ten głos wwiercający się w moją głowę i budzący jakieś dawno uśpione
obszary świadomości. A skąd mam wiedzieć o czym, tak mi się powiedziało -
pomyślałem, a do słuchawki palnąłem: - O życiu pani Weroniko, o życiu. Cisza
jaka wtedy zapadła przeraziła mnie. Nagle sobie uświadomiłem, że
faktycznie mam ochotę porozmawiać. Rozmowa z kimś kogo się nie zna do
niczego nie zobowiązuje, można poruszyć każdy dowolny temat bez obawy,
że zostanie zapamiętany i przetworzony, taka rozmowa nie ma granic
wytyczonych przez zależności rodzinne czy przyjacielskie. Nawet
przyjacielowi nie jest łatwo opowiedzieć o tych najgłębiej schowanych
przed światem myślach, a komuś obcemu - dlaczego nie... - Zadzwonię - usłyszałem w słuchawce po czym rozmowa się skończyła. Przez
chwilę stałem z głupią miną trzymając w ręce brzęczącą słuchawkę, i,
szczerze mówiąc, tak jak wyglądałem, tak się czułem. A wyglądałem jak
dzieciak któremu ktoś pokazał lizaka tylko po to by go zaraz schować i
parsknąć śmiechem w twarz dziecinnej naiwności. Mrucząc coś pod nosem
dla odzyskania równowagi wróciłem do łazienki i nieszczęsnego prania.
Dałem za wygraną. Program szybki na pewno będzie odpowiedni, a tej
instrukcji i tak nie zrozumiem. Za oknem panoszyło się pierwsze w tym
roku wiosenne słońce i nie było szans by mu się oprzeć. Nawet taki
malkontent jak ja musiał przyznać, że nie ma ochoty siedzieć w domu.
Wyciągnąłem z piwnicy rower, napompowałem koła przeklinając starą
wysłużoną pompkę. Sprawdziłem jeszcze hamulce, czyli upewniłem się, że
działa tylko jeden i pojechałem w odwiedziny. Rzadko u niego bywam. Może
dlatego, że czasami nie rozumiem co do mnie mówi, a może dlatego, że
mimo upływu lat wyrzuty sumienia wcale nie stały się mniejsze. Nie wiem,
i przestałem się już nad tym zastanawiać. Pojechałem odwiedzić ojca.
Cmentarz miejski, alejka IV, rząd I. Tamtego dnia zobaczyłem go
pierwszy raz. Siedział na krzyżu łypiąc na mnie to jednym, to drugim
okiem. Biały Gawron, albinos z czerwonymi ślepkami. Gdy podszedłem,
odleciał. - Cześć. Widzę, że spłoszyłem ci gościa. Nie gniewaj się,
ja tylko na chwilę. - mówiłem cicho jednocześnie starając się zapalić
znicz - Wiem, miałem przestać palić. Jak widzisz nic z tego nie
wychodzi, brak motywacji. Jakoś widzisz się nie układa, wszystko jest
inaczej a ja chyba nie mam już ani siły ani chęci by cokolwiek zmienić.
Zwyczajnie nie ma po co. Pewnie patrzysz na mnie teraz i szlag Cię
trafia. Zawsze mogłem na ciebie liczyć, nawet wtedy kiedy nie zgadzałeś
się z moimi decyzjami, akceptowałeś je. Cholera, miałeś rację,
wiedziałeś, że robię błąd i wiedziałeś, że nie możesz mi tego
powiedzieć, że sam muszę ten błąd zrozumieć. Zrozumiałem skubańcu, tylko
o kilka lat za późno. Ale wiesz jak mówią. Lepiej późno niż wcale. No
więc jestem sam, rozprawa się skończyła kilka miesięcy temu, ale
przecież ty to pamiętasz... Szkoda, że cię tu nie ma bo przydałby się
ktoś
kto by mnie mocno palnął w ten pusty łeb. Ale to zostaje między nami. Kiedy szedłem w stronę cmentarnej bramy
albinos siedział na drzewie i miałem dziwne wrażenie, że mi się
przygląda, Przypomniałem sobie "Malowanego Ptaka" Kosińskiego. Oczywiście
zapomniałem, że pierwsza w sezonie wycieczka rowerowa powinna być
krótka. No to teraz człapię obolały po schodach stękając jak staruszek
chory na hemoroidy. Kiedy zapada zmrok i zaczynam codzienny rytuał
wieczornego piwa przyprawionego papierosem przypominam sobie o rozmowie z panią Weroniką. Ciekawe
ile ma lat - myślę - jaki kolor oczu, włosów. Jak wygląda i co teraz
robi. Powoli zasypiam w oparach papierosowego dymu łapiąc się na tym, że
czekam aż zadzwoni telefon i usłyszę jej głos. Dzwoni. Staram się
szybko wyplątać z pościeli co przynosi efekt w postaci stłuczonego
łokcia i dopadam telefonu. - Słucham - sapię zdyszany w słuchawkę. - Dzień dobry. Tu dział windykacji... - cholera, zapomniałem zapłacić rachunek za telefon.
II
\/
...Bo jeśli tak ma być niech będzie tak jak chce Będę kochał każdy dzień każdą noc i każdy Twój szept Bo jeśli tak ma być i cały świat odwróci bieg ja pójdę tam...
28 maj 2011 Kraków
Kolejny
dzień przyniósł jeszcze więcej śniegu. Do tego przenikliwy mróz i silne
zamiecie które ograniczają widoczność do kilku metrów. Zrobiło się
paskudnie, nie mogę nawet wyjść z domu bo boję się, że na tych kilku
metrach utknę w śniegu. Nikt nie uprzedzał, że starość jest chwilami
taka upokarzająca. Dzwonię do sąsiadów i proszę by przy okazji zrobili
mi zakupy i przynieśli ze składziku trochę drewna bo zaczyna być na prawdę zimno.
Powinienem zadzwonić do domu i poprosić kogoś by mnie zabrał. Zamiast
tego zaczynam się przekopywać przez stare albumy ze zdjęciami i słuchać
starych winylowych płyt które zwoziłem tu przez lata. Po godzinie
przychodzi Kaziu, syn sąsiadów. Wyciąga trzy bochenki chleba, jajka,
pęto kiełbasy i jakieś zapuszkowane smakołyki. Wszystko układa w lodówce
cały czas opowiadając mi miejscowe plotki. Po kilku minutach wiadomości
mam przynajmniej na dwie kolumny w jakimś miejscowym czasopiśmie gdyby
takowe istniało. Kaziu przynosi mi jeszcze solidną porcję opału i
rozpala w piecu. Pilnując ognia rozgląda się ciekawie po pokoju. Małe
okna sprawiają, że panuje tu mrok który ja sam lubię, ale innych potrafi
przyprawić o depresję. Przegląda moje zabytkowe płyty, dziwi się, że
mam tyle zapisanego ręcznie papieru skoro nikt już dziś nie używa
długopisów, tym bardziej atramentowych piór. Spomiędzy zapisanych stron
wypada zdjęcie atrakcyjnej, młodej kobiety na które patrzy z ciekawością
i pyta.
- A to kto? Uśmiecham się i odpowiadam.
/\
Wieczór
zapowiada się całkiem podobnie do kilku które już mam za sobą, czyli
książka, papieros, piwo. Kolejność dowolna. Jak to jest - myślę - że mam
tak niesamowity talent do robienia wokół siebie bałaganu. Co ciekawe,
bałaganu nie znoszę, ale jeszcze bardziej nie lubię sprzątać. Mieszkam
sam i rzadko ktoś mnie odwiedza, a to mnie nie motywuje do wydobycia
z szafy tajemniczego urządzenia jakim jest odkurzacz. Ostatnio to
zrobiłem, ale po kilku próbach wymiany worka schowałem go z powrotem na
dno szafy. Nawet nie wiem czy jeszcze działa, bo ostatnie dźwięki jakie z
siebie wydał przypominały wycie zamęczonego silnika i mocne puff
któremu towarzyszył dosyć silny wystrzał kurzu. Raczej pozostanę przy
miotle. Wskakuję na łóżko, a raczej pokonuję zaporę z puszek po piwie
by się do niego dostać. Ciekawe ile się ich uda poustawiać jedna na
drugiej. Dochodzi 22, czytam coś zupełnie nie rozumiejąc sensu, a w
myślach robię notatki na kolejny dzień. Niechętnie umieszczam w nich
sprzątanie sypialni, zmianę pościeli i wycieczkę do marketu po te
nieszczęsne worki do odkurzacza. Może jednak będzie działał jak kupię
odpowiedni model. Zasypiam przy włączonym telewizorze kiedy słyszę, a
raczej czuję wibracje telefonu. - Tak? - chrypię do słuchawki. - Porozmawiamy? - już słyszałem ten głos. Aksamitny, czasem z lekką, niedostrzegalną chrypką, zmysłowy i niebezpieczny. - Chętnie - odpowiadam czując jak moje ciało wraca do życia. Co się cholera dzieje?
\/
Brakuje
mi tu właśnie Ciebie. Właśnie tu. I właśnie teraz. Chcę Cię objąć i
zasnąć przy Tobie patrząc jak spokojnie oddychasz, na Twoje delikatnie
rozchylone usta zanurzając się w zapachu Twoich włosów. Brakuje mi
rozmów z Tobą, nawet tych kiedy krzyczałaś a ja się irytowałem. Wszystko
jest lepsze niż ta cisza. Jestem idiotą, wiem o tym. Ale to niczego nie
zmienia. Nie zmienia tego, że tylko Ty wiesz co to jest Staszkówka, ile
dla mnie znaczy, i że tylko z Tobą bym chciał tu teraz być. Dobranoc.
1 styczeń 2012 roku, Staszkówka
Kaziu
patrzy na mnie z niedowierzaniem. Ma dopiero 19 lat i chyba nie jest
przyzwyczajony do wynurzeń ze strony zgrzybiałego starca. W jego oczach
ktoś taki jak ja ma już tylko prawo do kubka mleka na kolację i
bezmyślnego klepania zdrowasiek przed snem. Rozumiem go, każdy kiedyś
tak myślał, każdy uważał, że racja jest tylko po jego stronie. Człowiek
uczy się przez całe życie a i tak umiera z tymi samymi pytaniami na
ustach z którymi się rodził i dorastał. - Panie Mateuszu, co było dalej? - słyszę nieśmiały głos i sam nie wiem który z nas jest bardziej zaskoczony tym pytaniem. - Poczekaj, zrobię nam po herbacie - odpowiadam uśmiechając się do własnych myśli.
/\
Gdzieś
w tle, oznajmiając to całemu światu agresywnym gwizdem przetacza się
pociąg. Znacznie bliżej słyszę stukotanie butów na obcasach i
przyspieszony oddech w słuchawce. - Chętnie - powtarzam zastanawiając
się jednocześnie o czym u licha mam rozmawiać z kobietą której nawet
nie znam, a która na dodatek chyba gdzieś właśnie biegnie - Gdzie pani
tak pędzi? - Właśnie wracam do domu... - opowiada mi o wieczorze
który spędziła ze znajomymi, o tym, że poszła drogą na skróty, teraz się
boi i dlatego tak szybko idzie, a wcale nie jest to łatwe na
dziesięciocentymetrowych szpilkach. Właśnie przechodzi przez most na
którym strasznie wieje wiatr, potem jeszcze tylko kawałek wśród drzew
przez park i będzie w domu. Staram się sobie to wszystko wyobrazić, ale moje myśli nie są w stanie nadążyć za jej słowami. - Muszę kończyć,
pa. - rozłącza się a ja patrzę na słuchawkę zastanawiając się jak
idiotyczny muszę mieć wyraz twarzy. Co to właściwie było? Zasypiam
słysząc stukot tych dziesięciocentymetrowych szpilek. Dziś sobota.
Wieczorem umówiłem się na spotkanie z Wiktorem. Godzina 19, Mały Rynek,
lokal o oryginalnej nazwie Re. Szybki przegląd szafy przynosi
zaskakujące efekty. Zostały mi tylko spodnie od garnituru, reszta wisi i
schnie na balkonie. Do spodni zakładam popielaty golf i tak wystrojony
pędzę na spotkanie. Wiktor to mój najlepszy przyjaciel, znamy się już
tak długo, że czasami nie musimy nawet wiele mówić by się porozumieć.
Zamawiamy po piwie. Niepisane prawo mówi, że liczba kolejek powinna być
parzysta, dlatego zazwyczaj kończymy na czterech. Tym razem jest tak
samo. Po czwartej kolejce wstajemy, wychodzimy razem i w kilka minut
kończymy rozpoczętą wcześniej rozmowę. Nie chce mi się wracać do domu,
spaceruję po ulicach, przyglądam się ludziom i pogrążam we własnych
myślach. Lubię miasto nocą, ma w sobie jakąś magię. To co w dzień
wygląda zwyczajnie, nocą pełne jest zagadkowych cieni i tajemniczych
głosów. Wyciągam z kieszeni telefon, przekładam go z ręki do ręki
udając przed samym sobą, że tylko sprawdzam która godzina. Wiem co chcę
zrobić, tylko wbrew temu co sądzi o mnie większość ludzi jestem bardzo
nieśmiałym człowiekiem. To co dla innych jest proste, dla mnie potrafi
być nie lada wyczynem. Klnę pod nosem, staram się uspokoić oddech i
przyspieszone bicie serca, wybieram numer i czekam na połączenie. Już
mam zamiar się rozłączyć kiedy w słuchawce słyszę zaspane: - Tak? -
Cześć - to jedyne co mi się udaje z siebie wydobyć. Sam nie wiem
dlaczego zadzwoniłem, nie umiem tak zwyczajnie rozmawiać - Cześć, to ja.
Właśnie wracam do domu... Opowiadam jej o Wiktorze, o grajku który
rozkłada się z gitarą koło przystanku na Basztowej, a z którym dzisiaj
chwilę pośpiewałem. O pogodzie, o tym jak minął mi dzień. Ilekroć
później wybieram jej numer zawsze czuję to mrowienie, a serce zaczyna
biec swoim własnym rytmem gdzieś obok mnie.
\/
"...pamiętam tamten dzień gdy skrzydła ktoś nam dał, gdy miłość spadła nam tu, na ten świat..."
24 styczeń 2012 roku, Kraków
Kaziu
patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba nie umie sobie wyobrazić
starca śpiewającego na ulicy przy akompaniamencie gitary. Zresztą sam
mam z tym dzisiaj problem. - No Kaziu, zmykaj już do domu - nawet nie zauważyłem, że powoli zapada zmrok - Staruszek musi się wreszcie położyć. -
Przyjdę do pana jutro - szybko wstaje, ubiera kurtkę, czuprynę rudych
włosów chowa pod wełnianą czapkę i wybiega trzaskając drzwiami.
Odprowadzam go wzrokiem do furtki, składam rozsypane zdjęcia i płyty
starając się je jakoś uporządkować. Minęło dużo czasu, ale nauczyłem się
wreszcie po sobie sprzątać. Siadam przy stole ze szklanką gorącej,
mocnej herbaty w towarzystwie "Mistrza i Małgorzaty" Bułchakowa. Książkę
znam prawie na pamięć, więc mogę sobie pozwolić by część moich myśli
poszła swoją własną drogą...
/\
-
A może Błażej? - mówię do telefonu. Jest środek nocy, za jakieś trzy
godziny muszę wychodzić do pracy i zaczynam się zastanawiać czy w ogóle
jest sens się kłaść - Skoro inne imiona odpadają, to wybieram Błażeja. -
Ok. Na Błażeja mogę się zgodzić, ale Majka odpada - kwestia
dziewczęcego imienia nadal pozostawała otwarta. Za to ustaliliśmy
kwestię nazwiska. Jak do tego doszło? Zwyczajnie. Po jednym
telefonie był drugi, po drugim trzeci i tak dalej. Weronika opowiedziała
mi o swoim życiu niejednokrotnie mnie zaskakując, ja chyba się nawet
nie broniłem, sam nie wiem kiedy opowiedziałem jej o swoim. Zresztą wiele
mówić nie musiałem, bo rozumiała mnie bardziej niż ja sam. Rozmawialiśmy
każdego dnia, a raczej każdej nocy przyklejeni do słuchawek telefonów.
Rano słuchałem jak krząta się po mieszkaniu, robi śniadanie. Budziłem
ją, a ona mnie. Nie planowałem tego, to się po prostu stało, a nawet jej
jeszcze nie widziałem. Którejś nocy wykrzyczałem na całe osiedle stojąc
w otwartym oknie "Weronika, kocham Cię" i wiedziałem, że to prawda,
choć byłem tym faktem zwyczajnie przerażony. Choć wcale nie wszystko
było idealne, nie mogło być. - Przyjedź do mnie - powiedziałem w pewną sobotę. - Dobrze - usłyszałem w odpowiedzi i wtedy już bardzo poważnie zacząłem się bać.
Zgadzam się, że to opowiadanie powinno zostać wydane. Zauważyłam kilka powtórzeń wyrazów. Bardzo podoba mi się wykorzystanie formy, wspomnień starego mężczyzny, w jakiej prowadzisz czytelnika przez tę historię. Nienaganna interpunkcja, chociaż mnie dziwi fakt, że nie ma przecinków tam gdzie ja bym je oczywiście powstawiała....ha ha ha Odczuwam minimalny, niedosyt emocji bohatera w opisach tego, co przeżywa on w danej chwili. Ale to oczywiście jest tylko moje, subiektywne odczucie. Świetne teksty oddzielające poszczególne elementy opowiadania. Ogólnie bardzo mi się podoba.
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. [ Rejestracja | Wejdź ]