Nie
jest niczyją tajemnicą, że osiągając pewien wiek, kobieta powinna ze
szczególną troską zacząć dbać o siebie i swoje ciało. Żyjąc w ciągłym
biegu nie zauważyłam, że wiek ten nieuchronnie i do mnie się zbliża, na
dodatek ubrany w stylowe, siedmiomilowe buty. Ocknęłam się któregoś
pogodnego poranka, kiedy to obudził mnie zapach świeżej kawy i głos
wchodzącej właśnie do pokoju córki niewinnym głosem pytającej o coś
związanego z tematem pod tytułem "zdrowie kobiet w pewnym wieku". No
tak... Moja latorośl wiek pełnoletni właśnie osiągnęła, a że
przemądrzała jest i z biologii na maksa obryta, to często aplikuje mi
medyczno biologiczne pogadanki, czym, prawdę mówiąc, nastroju mi raczej
nie poprawia. Jak już na konika swojego wsiądzie to tatataj po mamusi
wycieczki sobie urządza i uświadomić usiłuje. Ostatnio intensywnie o
zdrowiu i wyglądzie zaczęła gaworzyć, więc zaniepokojona wsłuchiwałam
się w swoje ciało czy aby może nie chce mnie o czymś poinformować.
Stojąc przed lustrem z zimnym obiektywizmem przegląd rozpoczęłam.
Aparycja może na kolana nie powala - stwierdziłam - ale i snu z powiek
nie spędza. Sylwetka wysportowana, nogi długie a ruchy dziarskie i
sprężyste. I co z tego, że czterdziestka na karku? Na ulicy, w
autobusie, w tramwaju wzrok męski wciąż jeszcze przyciągam, więc nie
jest źle. Przez życie tuptałam sobie samotnie samczemu gatunkowi mówiąc
zdecydowane "pas", ale bawiło mnie bardzo i przyjemność sprawiało kiedy
jakiś delikwent zagapił się na moją zewnętrzną powłokę odruchowo mięsień
piwny wciągając i robiąc maślane oczy. A niech się patrzą - myślałam
wtedy - dopóki jeszcze wyglądem nie straszę. Czas... Zawsze
miałam stoickie podejście do jego upływu. Nie popadałam w depresję z
każdym siwym włoskiem, tym bardziej, że na moich blond piórkach są mało
widoczne. Nawet jeśli kiedyś jakiś masowy ich wysyp nastąpi, to dumnie
będę nosić niesforną czuprynę w kolorze gołębim. Zmarszczki mimiczne też
nie bardzo mnie martwiły, tym bardziej, że większość powstała ze
śmiechu, a to świadczy jedynie o tym, jak pogodnym człowiekiem zawsze
byłam, i jakim jestem mimo przeciwności losu i jego niczym
nieuzasadnionej złośliwości. Bo fatum jakieś na mnie ciąży niewątpliwie,
choć z jakiego powodu sytuacja taka ma miejsce od lat pozostaje dla
mnie zagadką nieodgadnioną. Ktoś tam na górze ubaw musi mieć przedni i
zabawę dopisując kolejne rozdziały życia mojego w tonacji słodko
gorzkiej. Nawet mnie samej czasami trudno jest uwierzyć, że te wszystkie
historie które mnie spotykają dzieją się naprawdę. Jakieś szczęście
zezowate zaprzyjaźniło się ze mną i nawet najprostszą sytuację potrafi
przeistoczyć w komedię do której scenariusza nie powstydziłby się nawet
sam Bareja. Co dla innych jest normalne i najzwyklejsze w świecie, dla
mnie zawsze musi być albo sytuacją śmieszną do bólu brzucha, lub
straszną i traumatyczną. Nie rozumiem tego, nigdy nie rozumiałam i chyba
już zrozumieć nie potrafię, choć cały czas czekam na odpowiedź od losu,
a ten parszywiec jeden wcale się z wyjaśnieniami nie śpieszy. Wręcz
przeciwnie, gmatwa ile się tylko da i mętlik coraz większy pod blond
czuprynką robi. Wróćmy jednak do tematu. Otóż jak każda kobieta
myśląca i dbająca o siebie w stopniu przynajmniej podstawowym( nie mylić
proszę z przesadnym ) postanowiłam zrobić w końcu coś nie tyle dla
siebie, co dla ciała mojego, coś więcej niż tylko zabiegi pielęgnacyjne
które czynnością u kobiet są wrodzoną i wykonywaną jak odruch
bezwarunkowy, bez mała jak oddychanie. Po analizie mojego stylu życia,
czyli ciągłego biegania w wywieszonym językiem jak na matkę polkę
przystało, powzięłam mocne postanowienie zrobienia przeglądu sezonowego
ciała mojego w stopniu jak najbardziej dogłębnym. Z powodu
chronicznego braku czasu, wiecznego natłoku obowiązków i innych
czynności ( głównie braku asertywności z mojej strony który powoduje
coraz większą ilość prac ) u lekarza byłam ostatnio dawno. No dobrze.
Bardzo dawno, bo powodów jakoś nie widziałam ku temu szczególnych.
Wreszcie, sprowokowana przez własne dziecię zawzięłam się i nawet na
karteluszku zapisałam dużymi czerwonymi literami hasło: Kompleksowe
Badania. Karteczka przyszpilona została na widocznym miejscu, czyli na
drzwiach lodówki które od zawsze pełniły rolę domowego centrum wymiany
informacji. Nomen omen na tych samych drzwiach dzieciaki moje przykleiły
napis "mały głód", co zawsze na twarzy mojej uśmiech powoduje, bo nijak
z małym głodem ich nie kojarzę, za to z plagą szarańczy, to i owszem.
Idąc za ciosem ( czerwone literki na karteluszku co dnia mi o
postanowieniu przypominały ) zrobiłam podstawowe badania u internisty z
których wynikało, że zdrowa jestem jak koń. Ciśnienie mi tylko lekko
skoczyło tego dnia, lecz głowy sobie tym faktem nie zaprzątałam. Za to
fakt, że badający mnie lekarz przystojny był jak Clooney i pozostawał
przyczyną owego podwyższonego ciśnienia w pamięci utkwił mi głęboko.
Odfajkowałam pozycję pod tytułem badania ogólne zadowolona z siebie i
własnej siły charakteru, po czym postanowiłam pójść dalej. Kobieta, jak
powszechnie wiadomo odwiedzać musi nie tylko lekarza internistę.
Poradnia ginekologiczna, bo niej mowa, to dla mnie miejsce mało urocze i
przez kilka dni starałam się wyszukiwać sobie kolejne nie cierpiące
zwłoki zajęcia byle tylko mieć przed sobą jakieś usprawiedliwienie,
jednak karteluszek na lodówce napisem krzyczał nieustannie, a skoro
przegląd organizmu miał być kompletny... Co z tego, że niektóre organy
niecodziennie mam używane, nie znaczy to, że pajęczyną mają zarosnąć do
reszty. Powzięłam więc strategiczną decyzję myśląc, że skoro powiedziało
się "a", to "b" też trzeba jakoś z siebie wydusić, i w tym właśnie
momencie rozpoczyna się kluczowa i właściwa część mojej historii.
Nie znając zbyt dobrze Warszawy, a nie chcą tracić czasu na długotrwałe
błąkanie się po okolicy lekarza specjalisty postanowiłam poszukać w
sposób obecnie najprostszy, czyli klikając magiczne www.google.pl. To
był mój błąd pierwszy. Drugim, zapisanym w pamięci wielkimi drukowanymi
literami z serią wykrzykników na końcu zdania był wybór lekarza.
Dzwoniąc bowiem do przychodni głosem stanowczym zażądałam lekarza
doświadczonego i godnego zaufania. W odpowiedzi usłyszałam znudzony głos
pani recepcjonistki i parsknięcie które zastanowić mnie powinno
dlaczego głupia koza śmieje mi się do słuchawki telefonu. Pech mój
zapewne w tym momencie tarzał się już po podłodze w konwulsjach, bo i ja
dzisiaj się śmieję, choć tamtego pamiętnego dnia zbyt zaskoczona byłam i
wzburzona by dostrzec cały komizm zaistniałej sytuacji.
Feralnego dnia ( bo inaczej nie nazwę tej wizyty dziwnej i do dnia
dzisiejszego mnie zastanawiającej ) stawiłam się karnie pod gabinetem
lekarza może nie z duszą na ramieniu, ale z mieszanymi uczuciami na
pewno, bo nikt nie lubi badań, a takiego rodzaju to już w szczególności.
Wokół mnie tłoczyły się już inne pacjentki utyskując na system i
opieszałość naszej rodzimej służby zdrowia. Trzy panie w zaawansowanej
ciąży, reszta bez widocznych objawów, ale kto je tam wie do końca.
Średnia wieku niby przekrój społeczeństwa, od naście do dziesiąt, jednym
słowem norma. Czas wlókł się niemiłosiernie. U innych lekarzy
ruch jak na Marszałkowskiej w południe, tylko ten nasz doktor Ł miał
jakieś indywidualne, leniwe raczej podejście do pracy. Minęło pół
godziny nim wreszcie pierwsza pacjentka weszła do gabinetu, by już po po
minutach dziesięciu wyjść na zewnątrz. Na dodatek pośpiesznie i z
zaskoczonym wyrazem twarzy. Tak samo druga i trzecia pacjentka
wyskoczyły jak z procy z gabinetu z dziwną cokolwiek miną, i nie
oglądając się za siebie popędziły w stronę głównego wyjścia. Co jest -
pomyślałam zaniepokojona - w pośladki je pogryzł czy co? Wiele
jednak czasu do namysłu nie miałam, bo już moja kolej nadeszła i z
nazwiska wyczytana zostałam. Wstałam, obciągnęłam tunikę którą
przezornie założyłam żeby zakryła co nieco kiedy maszerować będę do
fotela przez cały gabinet. Dziwnym bowiem trafem w gabinetach
ginekologicznych przebieralnia zawsze jest po przeciwnej stronie pokoju i
trzeba ten odcinek pokonywać nie zawsze w pełnym umundurowaniu.
Weszłam. Zalała mnie fala bieli. Białe ściany, białe meble, biały fotel
i parawan. Tylko doktor Ł odcinał się od tła jakimś odcieniem szarości.
Siwy jak gołąbek, zwalisty, kanciasty, na dodatek o twarzy posępnej
inie wzbudzającej nadmiernego zainteresowania. Do przystojnych też się
nie zaliczał, przywodził za to na myśl skojarzenia ze starym,
zaprawionym w bojach z miodem pitnym huzarem. Głos miał nieprzyjemny,
beznamiętny i bełkotliwy, a oczy wypłowiałe jakby zasnął w pełnym słońcu
zapominając je zamknąć. Przycupnęłam wystraszona na brzegu krzesełka
wpatrując się w te oczy dziwnie nieobecne, a w myślach moich powoli
zaczęło kiełkować ryczące złośliwym śmiechem pytanie. Znowu? - myślałam -
Znowu los mi na drodze postawił jakąś kłodę? Tym razem w osobie
lekarza cudotwórcy od siedmiu boleści? Doktor Ł zabełkotał jakoś
dziwnie i przechylając głowę zaczął uparcie szukać czegoś na biurku,
choć wyglądało to tak, jakby sam nie wiedział czego i po co właściwie
szuka. Ruchy jakieś powolne miał i nieskoordynowane. Obserwowałam go z
rosnącym zafascynowaniem i wewnętrznym zwątpieniem podejrzewając, że w
dobrej formie to on dzisiaj raczej nie jest. Mówiąc wprost to wyglądał
na zwyczajnie pijanego, tylko, że ja na zapach alkoholu wyczulona jestem
bardzo, a nie czułam zupełnie nic, nawet zapachu wody po goleniu.
Jedynie typowa woń lekarskiego gabinetu snuła się leniwie w powietrzu.
Wzruszyłam w myślach ramionami. Jeśli jest trzeźwy, to widocznie
taki z niego mało ogarnięty typ człowieka, nie mnie go oceniać i robić
analizę osobowości. Niech mnie tylko zbada, powie, że wszystko w
porządku i na swoim miejscu pozostaje. Tyle mnie będzie widział, a ja
jego. Do widzenia i pa pa na pożegnanie. Niestety tak łatwo nie było, a
to czego byłam świadkiem i uczestniczką potwierdziło tylko fakty o
naszej służbie zdrowia. Agonia trwa nadal, a leczą nas w publicznych
przychodniach niedobitki jakieś które na granicy państwa zostały
wyłapane i siłą cofnięte do pracy w Polsce. Za karę. Stan
zawieszenia i leniwych poszukiwań trwał już dobrych kilka minut zanim
doktor Ł olśnienia jakowegoś doznał i domyślił się czego właściwie
szuka. Karta pacjenta ( bo to ona była zaginionym przedmiotem ) jak byk
leżała na środku biurka, ale dlaczego gmerał po wszystkich papierzyskach
nie chciałam nawet dociekać. Zgarnął ją niezgrabnie do siebie, spojrzał
wzrokiem nieprzytomnym w moim kierunku jakby przypomniał sobie po co
właściwie tu jestem, zagulgotał dziwnie, czym o ile to jeszcze było
możliwe spłoszył mnie jeszcze bardziej. Jezusie Maryjo - myślałam wtedy -
Jak on mnie zbada? A może zaproponuję, że zrobię to sama? Niech się
chłopina nie fatyguje... Chciałam doświadczonego lekarza to mam - snułam
dalej swoje myśli kurczowo trzymając się krzesełka aby nie uciec, bo
powoli zaczynałam rozumieć zachowanie moich poprzedniczek - Tylko że
doświadczonego to nie znaczy takiego który pamięta jeszcze epokę
dinozaurów... Siedziałam wystraszona na brzegu krzesełka
zastanawiając się właśnie czy pan Ł mamucice też kiedyś w swojej
karierze badał kiedy nastąpiło gwałtowne ( choć tylko chwilowe )
ożywienie sytuacji. Doktor bowiem znalazł też na biurku długopis, i w
ten sposób uzbrojony postanowił rozpocząć przesłuchanie. - Nazwisko? - zabełkotał. -
Czyje? - wybita z własnych myśli głupio zapytałam, co widocznie się
doktorkowi nie spodobało. Zmróżył tylko swoje wypłowiałe oczka i sennie
zagulgotał. - Widzę,że humor pacjentce dopisuje - popatrzył się gdzieś po stycznej do mojego ucha - Nie dobrze... -
Co nie dobrze? - pytanie moje uważałam za najbardziej wskazane.
Dowcipny to był on, nie ja. Przecież nie migdałki miał mi badać, tylko
nieco inne miejsce. Powstrzymałam się przed kolejnym zgryźliwym
komentarzem który jakoś samoistnie zaczął cisnąć mi się na usta,
grzecznie podałam dane personalne i kilka faktów z życia wymaganych w
takich okolicznościach, po czym cierpliwie czekałam na rozwój wypadków.
Doktor, pochylony w skupieniu ( tak to przynajmniej na początku
wyglądało ) nad moją kartą notował wszystko w ślimaczym tempie. Wolno...
Wolniej... Jeszcze wolniej... Nagle niczym na zwolnionym filmie głowa
zaczęła mu opadać, a długopis zrobił krechę przez całą kartkę papieru i
zatrzymał się na biurku znacząc jego blat grubą, niebieską linią.
Zamarłam. - Umarł... - pomyślałam w panice nasłuchując chwilę czy aby
dycha jeszcze. Dychał! A raczej oddychał głośno i miarowo z głową
opadłą na piersi. Stałam obok biurka lekko zaszokowana sytuacją, a z ust
wyrwał mi się cichy, pełen niedowierzania szept. - Ja pierniczę...
Zasnął? Zasnął! - dopiero teraz do mnie dotarło co tak na prawdę się
wydarzyło. Zerwałam się na równe nogi, z wieszaka zgarnęłam torebkę i
jak umiałam najmocniej trzasnęłam drzwiami oburzona do granic moich
nadszarpniętych możliwości. Nie. Nie na to, że badanie się nie odbyło. Z
tego to nawet się ucieszyłam w skrytości ducha, bo co by było gdyby
badanie zaczął i akurat wtedy zasnął? Oburzała mnie świadomość, że jak
prawie każdy w tym kraju też płacę składki. Grzecznie, solidnie, zawsze w
wymaganym terminie. I po co? Żeby taki doktor Ł od siedmiu boleści mógł
się wyspać w pracy? Cholerny chory system, cholerne konowały, cholerna
Warszawska przychodnia której adres z mściwości swojej podać powinnam do
publicznej wiadomości lub choćby NFZ powiadomić jak wygląda troska o
pacjenta i zainteresowanie jego potrzebami. Zrobiłam jednak coś zupełnie
innego. - Wiecie co on zrobił? - dosłownie wrzasnęłam do kobiet siedzących w poczekalni - Zasnął przy pisaniu! - Zasnął - wrzeszczałam dalej święcie oburzona.
Cisza. Cisza jak makiem zasiał zapanowała w całej poczekalni. Kobiety
śpiesznie zaczęły wstawać i przy wejściu się tłoczyć, wreszcie na placu
boju pozostały tylko te w zaawansowanej ciąży. Tym już widocznie było
bez różnicy, ktoś już wcześniej "zaspał", więc do takich akcji nawykłe
były najwyraźniej. Wychodząc usłyszałam tylko nerwowy śmiech dziewczęcia
z recepcji. Małpka musiała wiedzieć o praktykowanych przez doktorka
drzemkach w godzinach pracy. Powinnam jej kopa zasadzić za traumę jaką
przeżyłam w tej durnej przychodni. Zastanawiałam się później czy doktor
zmęczony był czy może na narkolepsję chory? Do dziś nie wiem i już
dochodzić nie zamierzam. Przy następnym umawianiu wizyty w innej już
przychodni tak lekarza prześwietliłam, że jeszcze chwilka i bym zażądała
zjęcia i kompletu badań okresowych. A co... Składki nadal płacę,
więc prawo wymagać mam. Chyba...
Powyższy tekst stanowi wyłączną własność autora i nie może być wykorzystywany i powielany bez jego zgody. ( Dz. U. 1994 nr 24 poz 83 z póź zm )
Ginekolodzy to specyficzni lekarze... jeszcze nie spotkałam "normalnego". Chociaż traumę przeżyłam też i u kobiety, wyglądem przypominajacą przysadzistego Kulfona, który nie odpowiada, a burczy.
Zatrzymał mnie wasz tekst Aniu i Krzysztofie. Trudno go skomentować, nie wydając jednobrzmiącej negatywnej opinii dla takowych lekarzy specjalistów, chociaż sam opis sytuacji ma posmak satyry.
Uśmiałam się, choć czasem może chciałoby się zapłakać gdy się odwiedza placówki naszej kochanej służby zdrowia...chyba nieprędko pójdę do przychodni po takiej lekturze;)
Ha ha ha .... no nie... nie spodziewałabym się. No albo balował noc całą , albo faktycznie narkolepetyk! Jak zawsze uśmiałam się do łez! Anuś masz wrodzony talent komiczny, którego ci zazdroszczę.... Ja podejrzewam, że ty nawet pogrzeb opisałabyc w ten sposób, że ja bym płakała, ale ze śmiechu. Uwielbiam Cię za to i przypominasz mi nieco, stylem pisania, Joannę Chmielewską.