Samotność
złym doradcą jest. Wiedziałam to już od dnia w którym poznałam
Bolesława i popełniłam swoją pierwszą randkę w ciemno, ale chyba jakieś
ciągoty masochistyczne we mnie się tliły bo nie minęło wiele czasu i
postanowiłam spróbować po raz kolejny.
Gracjana
poznałam na jakimś forum
gdzie trwała ostra dyskusja, a że temat mnie żywo interesował,
postanowiłam się do wymiany zdań przyłączyć. Wątkiem głównym był model
współczesnej rodziny i pokutujące jeszcze w niektórych kręgach
kulturowych stereotypy zachowań. Z moimi
poglądami zgadzali się obecni mężczyźni co nie podobało się z kolei
kilku
zagorzałym fanatyczkom twierdzącym, że kobieta tylko w domu siedzieć
powinna, niańczyć dzieciątka i mężowi swojemu dogadzać. Dyskusja stawała
się z każdą minutą bardziej gorąca. Panie odszczekiwały się ile tylko
mogły, panowie sugerowali wyjście z domu i znalezienie sobie jakiegoś
pożytecznego zajęcia, ale one nie. Trzymały się futryn tych swoich
wyśnionych domków tak mocno, że aż im
się drzazgi w dłonie wbijały.
Między nimi wszystkimi znalazłam jego. Od razu wydał mi się za miękki jak na faceta. Zbyt
wymuskany w słowach, zachowawczy, na dodatek popierał to
moherowe podejście do życia. Ale jak się kogoś nie zna można się
pomylić i osądzić niesprawiedliwie - myślałam naiwnie.
Później
poszło
już z górki niczym lawina w górach na wiosnę. Jedna wiadomość, potem
druga i trzecia, codziennie pisane do siebie maile w których
poznawaliśmy nawzajem siebie i swoje małe tajemnice. Choć w głowie
paliła się ostrzegawcza
lampka, składałam wszystko na karb wspomnień o Belasławie które wciąż
wirowały w mojej pamięci w sposób nie do końca przyjemny. I ta
samotność.
Uparcie przekonywała, że powinnam spróbować jeszcze raz...
Po
miesiącu znajomości online zdecydowałam, że zarykuję i Gracjana na
własne oczy obejrzę, choć pierwsze wrażenie ze wspólnego
forum nadal się utrzymywało. Facet wypowiadał się sensownie, można było z
nim porozmawiać praktycznie na każdy temat, jednak w podświadomości
upartym brzęczeniem odzywała się ostrzegawcza syrena. Coś z nim jest nie
tak... Coś tu nie pasuje i sielankowy obraz mężczyzny doskonałego
burzy. Tylko co? Pytanie stało się moją zmorą, bo z jednej strony dobrze
mi się z nim "gadało", z drugiej niektóre jego wypowiedzi wydawały mi
się za bardzo kobiece. Gej... To było moje pierwsze skojarzenie jakie mi
się nasunęło, ale Gracjan wyprowadził mnie z błędu pisząc o związku z
kobietą który niedawno zakończył. Kurcze, co jest? - myślałam - Kim
jesteś?
Nie
mogłam Gracjana rozgryźć w żaden sposób, nawet wymiana numerów
telefonów i długie rozmowy jakie prowadziliśmy nic nie pomogły. Miał
taki zmysłowy i sexowny głos, taki męski. Tylko za dużo wiedział o
typowo kobiecych sprawach, a tego już mój umysł nie ogarniał.
Umówiliśmy
się pod "Telimeną" na Krakowskim Przedmieściu. Nastawienie miałam mało optymistyczne, w pamięci
bowiem Bolesław hołubce swoje odczyniał bezustannie i głosem swoim
grzmiącym nawiedzał. Mało optymistyczne, nie znaczy jednak
beznadziejne... Szczęście moje koślawym się jednak okazało, a to
co zobaczyłam przerosło nawet moją bujną wyobraźnię.
Spotkać
się mieliśmy o szesnastej. Pech chciał, że jakoś się wcześniej
wyczłapałam z pracy i na miejsce dotarłam dwadzieścia minut przed
czasem. Dylemat mnie dopadł. Czekać przed wejściem czy wejść do
środka, siąść wygodnie, zamówić kawę i ciastko jakoweś. Przed kawiarnią
się umówiliśmy, więc niech będzie przed - pomyślałam po chwili rozważań
i postanowiłam poczekać. Stałam spokojnie, a w środku tabuny myśli pędziły strasząc wizjami
tokującego Bolesława. Oby tym razem trafił mi się ktoś normalny - błagałam po cichu.
***
Stanął
obok. A raczej stanęło. Indywiduum jakoweś z tyłu wyglądające kobieco,
choć troszkę kanciaste i w bioderkach jak na mój gust zbyt mało
zaokrąglone. Stało tyłem jak mur i nie było mowy obejrzeć sobie, jak ja
to określam, "od pyska". Ja też ustawiłam się okoniem żeby kątem oka
widzieć kiedy Gracjan nadejdzie i ewentualnej drogi ucieczki sobie nie
odcinać. Oby był normalny - myślałam - Oby wreszcie jakiś facet z krwi i
kości, a nie wymoczek kolejny.
Czekałam.
Już troszkę marznąć zaczęłam, bo pogoda raczej barowa i do spacerów nie
nastrajała, a Gracjana na horyzoncie widać nie było. No nie - myślałam -
wystawił mnie drań albo się wystraszył i uciekł. Tylko dlaczego? W końcu
wszystko na swoim miejscu w proporcjach odpowiednich posiadam -
uspokoiłam się po dyskretnym zlustrowaniu własnej sylwetki w witrynie
kawiarni. Dochodziła szesnasta.
Doszła
i minęła, a pod "Telimeną" stałam tylko ja i to "coś" bliżej
nieokreślone, za to Gracjana ani śladu. "Coś" też najwyraźniej na kogoś
czekało, bo rozglądało się po okolicy i nerwowo przestępowało z nogi na
nogę. O bidulko - pomyślałam z mściwą satysfakcją - Ciebie też ktoś
wystawił do wiatru. O jakże mi przykro z tego powodu.
"Ono"
kręciło się coraz bardziej niespokojnie, ja z każdą minutą byłam
bardziej zła i rozważałam możliwość zadzwonienia do Gracjanka i
powiedzenia mu w dosadnych słowa co o takim zachowaniu myślę.
Najwyraźniej "ono" też przeżywało podobne dylematy bo co chwilę grzebało
po kieszeniach modnego płaszczyka i wyciągało telefon wpatrując się w
niego uparcie. I chyba "ono" zdeterminowane bardziej ode mnie było bo
postanowiło zadzwonić. No i się zaczęło, bo w tym samym momencie
rozdzwonił się w torebce mój telefon. Odporna jestem i przyzwyczajona do
dziwnych
zbiegów okoliczności, ale jak już fakty skojarzyłam słysząc głos
Gracjana w słuchawce i obok siebie o mało nie klapnęłam z wrażenia pupą
na chodnik.
Matko
piersiasta - zawyło mi w myślach - też mi amant. Gracjan okazał się
facetem dosyć przystojnym, tylko... No właśnie. Taki był wymuskany i
wydelikacony, że ja przy nim jakoś mało kobieco musiałam wyglądać, a o
samopoczuciu jakie mnie ogarnęło nawet wspominać nie będę. Nie było już
jednak wyjścia i na kawę poszliśmy.
Gracjan błyszczał. Tysiąc i
jeden porad umiał podać jak powinnam dbać o urodę i jakich specyfików
używać. Siedziałam siorbiąc kawę, potakiwałam, słuchałam. Jak już się
Gracjan wewnętrznie nakręcił okazało się, że naprawdę ma na imię Marek,
tylko sam sobie inne imię nadał, bo mu bardziej do wizerunku pasowało.
Jakiego wizerunku... - pytałam w myślach samą siebie, przeklinając
jednocześnie to kulawe swoje szczęście do randek w ciemno -
Ciebie przecież nie ma, tylko sam wizerunek widzę a nie człowieka. I na
pewno nie mężczyznę.
-
Poczekaj. Wyjmę notes - powiedziałam zgryźliwie, ale nie dotarło.On był
już w swoim świecie i serią pytań zaatakował. Co stosuję na zmarszczki
mimiczne? Jakie plasterki pod oczy? Jakie na oczy? Jakie preferuję
kosmetyki, toniki i kremy? Wyłączyłam się a myśli moje obraz Gracjana
malowały na "mumię" obłożoną mazidłami wszelakimi. Zmęczona monologiem
chciałam jakoś rozmowę ożywić, zapytałem więc najsłodszym na jaki mnie
było stać głosem.
- A jak u ciebie ze sprawami łóżkowymi?
No
i padłam na łopatki. Gracjan - Marek ze stoickim spokojem wyznał, że
owszem tak, ale nie częściej niż raz na tydzień i to najlepiej w sobotę,
bo "po akcie" ma worki pod oczami i nie wygląda dobrze. Jezu najświętszy -
myślałam - dobrze, że ci jądra nie wypełzają na oczy, bo dopiero by była
zabawa. Boże mój, za co? - płakałam w myślach - Dlaczego? No powiedz czemu to
zawsze mi się musi trafić jakiś zwichrowany typek z wyprzedaży.
Odsiedziałam
godzinę męcząc się potwornie, dowiedziałam się takich nowinek o
upiększaniu, że nawet bym nie wiedziała jak ich użyć i poczułam się...
mało kobieca, mało domyta, mało sexowna, a na koniec stwierdziłam, że
powinnam sama siebie do pralni chemicznej oddać by jakoś ten bród
codzienności z siebie zmyć. Wreszcie wstałam i powiedziałam głosem tak
męskim na jaki mnie było stać, że "nie mój to królewicz i nie moja
bajka", po czym wściekła pomaszerowałam do autobusu. Tam wyładowałam
się na bogu ducha winnym i zdziwionym szesnastolatku który rozłożył mi
się przed nosem na ostatnim wolnym siedzeniu.
-
Spadaj leszczu - wycedziłam cicho przez zęby. A co, niech twardości
nabiera, a nie wyrasta na kolejne takie "ono" jak Gracjano - Mareczek.
Wracałam
do domu wściekła myśląc o tym jak to życie po raz kolejny zagrało mi
na nosie i udowodniło, że dla mnie na tym świecie faceta nie ma. Ale
cóż, samotnie też można żyć i singiel z odzysku też prawo do bytu
posiada. Skoro nawet taki Gracjanek błąka się na tym świecie i miejsca
swojego szuka, no to ja chyba też mogę. Prawda?