To ja.
Kobieta, matka, kochanka. Nazbyt emocjonalna na dzisiejsze czasy.
Amatorsko piszę, maluję, gram na gitarze i śpiewam. Zawodowo - opieka
paliatywna w Hospicjum.
Skowyt
Panującą ciszę zakłóca
jedynie delikatny szum klimatyzatora pracującego w budynku przez całą
dobę. Pacjenci pozostający pod opieką
placówki, muszą mieć idealne warunki by tu funkcjonować i o to
właśnie codziennie i niezmiennie, na czterech zmianach, zabiega
cały personel medyczny Domu Opieki. Pomimo ciągłego działania
klimatyzacji czuję w powietrzu jakiś nieokreślony ciężar. To
pewnie zwyczajny brak świeżego powietrza. W końcu skończyłam
dwunastogodzinny dyżur. Trzeci w tym tygodniu, mam prawo być
niedotleniona.
- Hej, co ty tak stoisz? Nie masz siły
się przebrać? Pomogę ci... - słyszę rozbawiony nieco głos
kolegi po fachu. - Nie, dziękuję. Tylko się
zawiesiłam... w myślach – obdarowałam go wymuszonym uśmiechem
odpowiadając. - Nie popędzam koleżanki, ale jak się
koleżanka pośpieszy to ją podrzucę do domu – rzucił jeszcze
biegnąc już do swojej szafki. - Bardzo dziękuję za troskę i chęć
pomocy, ale nie dziś. Dziś pójdę piechotą, brakuje mi tlenu.
Szybki spacer dobrze mi zrobi. - To tobie zmarły dziś dwie
pacjentki? - spytał już nieco zniżonym głosem – Zgoda, idź
ale nie myśl za dużo o tym. Zamykając za sobą drzwi
wyjściowe dla personelu znajdujące się na tyłach budynku
stanęłam twarzą w twarz ze swoim smutkiem. Nigdy nie przyzwyczaję
się do tego, że odchodzą. Fala świeżego, porannego, chłodnego
powietrza przyjemnie uderzyła mnie w twarz. Minęła dłuższa
chwila, zanim zdołałam odetchnąć pełną piersią, tak jakbym za
wszelką cenę chciała zostawić ten bagaż złych emocji tutaj i
nie targać go ze sobą do domu. Pozwoliłam wszystkim najmniejszym
komórkom poczuć tę przyjemność jaką daje oddech. Szłam szybko, wiedziałam, że
będę w domu zanim on wyjdzie z łazienki. Zrobię mu kawę. A może
wślizgnę się do niego pod prysznic. Przyjemnym ciepłem otuliła
mnie ta myśl. Jeszcze kilka minut i wtulę się w jego wilgotne
ciało, poczuję na twarzy mokrą, pachnącą mydłem skórę.
Poczuję na sobie jego niecierpliwe dłonie, usta na moich ustach i
będzie jak dawniej. Tak bardzo pragnęłam właśnie w tej chwili
znaleźć się w jego ramionach. Poczuć się znowu młoda i
bezpieczna. Kiedy ostatnio byliśmy razem, kiedy
kochaliśmy się? Bezczelne pytania kłębią się w mojej głowie.
Kiedy w ogóle ostatnio mięliśmy dla siebie czas? Pamiętam te beztroskie lata, kiedy
śmialiśmy się do rozpuku. Kiedy w godzinach miejskiego szczytu
szukaliśmy miejsc, w których moglibyśmy się bezwstydnie całować
nie wzbudzając zainteresowania gapiów. Na wspólnych spacerach
robiliśmy zdjęcia. On mi, ja jemu. W pierwszych latach naszego
wspólnego życia, śmialiśmy się i kochaliśmy zwiedzając
wszystkie zakątki swoich ciał w najmniej oczekiwanych sytuacjach i
miejscach. Byliśmy nierozłączni i zjednoczeni w najprostszych
codziennych czynnościach, a życie płynęło własnymi torami
gdzieś obok nas. Byliśmy poza i ponad. Najważniejsi dla siebie,
wszędzie razem. Dzień się dopiero zaczynał.
Napuszone białe chmury przesuwały się leniwie po niebie. Miasto
spało jeszcze. Tylko z piekarni za rogiem wydobywał się cudowny
zapach wyjętego prosto z pieca świeżego pieczywa. Przynaglona
wspomnieniami i myślami o bliskości z ukochanym, czując skurcz w
żołądku który został podrażniony zapachem chleba i na myśl o
wspólnym śniadaniu, pobiegłam. Zgrzana z zaróżowionymi
policzkami stanęłam w progu domu. Jak cudownie było poczuć zapach
miejsca, w którym się żyje. Jeszcze troszkę senny, nie całkiem
poranny, bo jeszcze przed otwarciem okien i wietrzeniem, ale już z nutą kawy w
powietrzu. Wstał wcześniej. Na tę myśl
poczułam lekkie ukłucie rozczarowania. Spóźniłam się. Zdążył
wziąć już prysznic. Rozbierając się w pośpiechu, nie zwróciłam
uwagi, na stojące w przedpokoju dwie spakowane walizki. - Halo! Jesteś tam? Dzień dobry! -
krzyknęłam walcząc z suwakiem od dżinsów. - Zapowiada się
piękny dzień. Liczyłam na to, że zanim wyjdziesz do pracy zdążymy
wspólnie wypić poranną kawę. Miałam cholernie ciężką noc,
wiesz? Tak się cieszę, że już jestem w domu, że ty jesteś!
Jesteś??? Cisza trwała i trwała odbijając się
głuchym echem od ścian... - Kochanie! Jesteś?- krzyknęłam
jeszcze raz, stojąc już w łazience w szlafroku i czując jego
obecność tuż za sobą. Ogarnęło mnie przejmujące uczucie
chłodu. - Tu jestem - odpowiedział tak obcym
głosem, że zadrżałam - Liczyłem na to, że wrócisz później.
Chciałem, abyś to przeczytała. - Stało się coś? - poszłam za nim do
przedpokoju, w ręku trzymając pięknie złożony list. Dopiero
teraz zobaczyłam walizki. - Wyjeżdżasz? - Nie, nic się nie stało. Odchodzę. Nie wiem czy to nadmiar powietrza, czy
szok jakiego doznałam w tej chwili. Nie spuszczając z niego wzroku,
parsknęłam głośnym, gardłowym, dzikim zwierzęcym śmiechem...
Powyższy tekst stanowi wyłączną własność autora i nie może być wykorzystywany i powielany bez jego zgody. ( Dz. U. 1994 nr 24 poz 83 z póź zm )
Krzyś, ja nie umiem poprawnie pisać. Zasady polskiej interpunkcji są mi prawie obce.... Więc nie czepiaj się moich kropek i przecinków tylko bądź tak dobry i poustawiaj je w odpowiednich miejscach przed dodaniem tekstu.... ha ha ha! A ja, będę Ci wtedy wdzięczna za pomoc. Tematem moich wszystkich" arcydzieł pisarskich" jest człowiek i jego emocje, dlatego też opisuję takie chwile z życia ludzi, które potrafią to życie radykalnie zmienić. O niczym innym pisać nie potrafię. Buźka wielka. Wszystkie Twoje uwagi są dla mnie bardzo cenne, bo jesteś dla mnie autorytetem. Twoja proza mnie zachwyca.
Tiaa. Pewne jest, że czytać Cię lubię. Pewne też jest, że się cieszę, że pojawiła się kolejna osoba lubiąca prozę. Tekst... Można coś powiedzieć? Jakoś nic mądrego do głowy mi nie przychodzi, przeczytałem sobie już dwa razy. Niestety życiowy. Czasami są tak idiotyczne sytuacje, że pozostaje jedynie ten zwierzęcy śmiech...
A te kropki i przecinki sławetne... Nie uważam się za znawcę, ale się staram i Tobie też to sugeruję. Przeczytać na spokojnie raz, drugi, trzeci. Poprzestawiać, przebudować czasami. Nagle się okazuje, że cały tekst wygląda inaczej... A jeden przecinek może zmienić zupełnie znaczenie zdania.
Zostawiam podobaśkę
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. [ Rejestracja | Wejdź ]