[ TEKST ZAWIERA WULGARYZMY I TREŚCI KTÓRE MOGĄ BYĆ UZNANE ZA OBRAŹLIWE. JEDNAK BY BYŁ SENS ZAMIESZCZENIA TUTAJ PAMIĘTNIKA SAMOBÓJCY MUSIAŁ ON POZOSTAĆ W SWOJEJ PIERWOTNEJ FORMIE. ]
Widziałem
dziś starca. Może nawet nie był starcem, ale na takiego wyglądał. Żywe,
choć niewidzące oczy, prawie namacalna pustka jaka go otaczał, wszystko
to raniło żywe pragnienia istniejące gdzieś w mojej świadomości.
Dlaczego? Banalne odpowiedzi, choć najłatwiejsze, są jednak trudne do
zaakceptowania.
*****
Strach.
Magiczne słowo określające istotę człowieka. Jest wszędzie, choć czasem
wydaje się odchodzić darowując nam wolność myśli i pragnień. Ale tak na
prawdę nie opuszcza nas nigdy. Czai się i czeka na odpowiedni moment by
wbić w nas swoje ostre, zatrute szpony. Czy widzieliście kiedyś
człowieka który się nie bał? Pokażcie mi go! Nie istnieje, bo nie boją
się tylko ludzie umarli.
Ja też go znam. Od kilku tygodni, a może
nawet miesięcy prześladują mnie wizje mojej własnej przyszłości. To
nowe oblicze mojego samozwańczego przyjaciela jest we mnie kiedy się
budzę, a kiedy zasypiam jest ostatnią zapamiętaną myślą. Wkrada się we
wszystko co robię i nie pozwala zostawić się w szatni jak chwilowo
niepotrzebny płaszcz. Jest wszędzie.
*****
Dopadły
mnie wspomnienia. Wydaje mi się, że tylko one pozostały mi wierne. Ale
wcale nie są doskonałe, o nie. Są tylko moje, ale tak samo jak realne
życie mogą sprawić najbardziej namacalny ból. Uciekam czując na szyi
lodowato ciepłe pocałunki ogarniających mnie słów, obrazów i całych dni z
chronologicznym planem wydarzeń. Odwracam się i chcę stanąć przed nimi.
To znowu on, nieodłączny towarzysz powoli zabierający mi wszystko co
mam. Nawet moje marzenia.
*****
Noc.
Ona zawsze potrafiła stworzyć atmosferę tajemnicy. Mordercy, oszuści,
kobiety sprzedające miłość. Wszyscy upodobali sobie ciemność. Niosła ze
sobą spełnienie, spokój, złudzenie intymności. W jej objęciach tworzyli
wielcy, kochali namiętni, zasypiali samotni. Zastanawiam się do której
grupy mam zaliczyć siebie. Myślę, i jedyne co potrafię powiedzieć, to
pustka. To słowo wyłazi ze mnie samo, niczym nieprowokowane,
niezapraszane. No cóż, już dawno przestałem panować nad własnym życiem.
To nawet nie przypadek, nie ślepy traf, co to do cholery jest? Zamykam
oczy, nie chcę widzieć umierającej we mnie wiary, ale to już nie pomaga.
Nie wystarczy udawać, że wszystko jest tak jak wczoraj. Każdego dnia
jest inaczej, problem w tym, że zazwyczaj jest gorzej. Zatykam uszy, nie
chcę słyszeć dopadających mnie słów, ale to też nie działa. Już nie.
Wszystko czego się boję wwierca się w głąb mojego jestestwa i powoli
wyżera wszystkie moje myśli. Te zdrowe, bo innych mam pod dostatkiem.
Czy to obłęd? Może tak właśnie to wygląda. Powoli traci się własną
osobowość którą zastępuje inna, obca...
*****
Przestałem
z tym walczyć. Obudziłem się dzisiaj i poczułem nagle w sobie
świadomość własnych myśli. Od tego czasu mam wrażenie, że moje życie to
nieustający pęd do samodestrukcji. Myśli wypełniają mi każdą wolną
chwilę. Cały wolny czas jaki jeszcze posiadam mija mi na roztrząsaniu
problemów które dla innych nie istnieją wcale lub są mało ważnym
pieprzeniem bez sensu. Czasem czuję jak moją głowę wypełnia fizyczny
ból. Mam wtedy wrażenie, że za chwilę rozpadnę się na kawałki i już
nigdy nie potrafię ich poskładać. Czy to znaczy, że zaczynam wariować?
*****
Jeszcze
nie. Jeszcze potrafię świadomie myśleć, czasem nawet potrafię wyciągać
wnioski i konstruować w miarę sensowne wypowiedzi. Postanowiłem opisać
swoje przeżycia, może ktoś kiedyś to przeczyta, a może to ja sam dzięki
nim nie zatracę własnej świadomości. "Nie bolało nigdy, że jestem
samotny, tylko to, że sam". Czy ktoś dostrzega subtelną różnicę między
samotny a sam? To takie oczywiste, ale mam wrażenie, że nikt nie zwraca
na to uwagi bo i po co zaśmiecać własne myśli takimi bzdurami. Biedni
idioci. Nie wiecie, że żyję wśród was, ale ja wcale nie chcę byście o
tym wiedzieli. Kolejny raz rodzę się dla potrzeb samego siebie i nic
mnie nie obchodzi, że nikt tego nie dostrzega. Gówno prawda, właśnie
tego mi potrzeba. Waszej uwagi, waszej akceptacji, waszej pieprzonej
pomocy. Proszę, pomóżcie mi zrozumieć co się ze mną dzieje, bo jeszcze
kilka dni i to mnie pokona. Jestem słaby, czasami tylko wydaje mi się,
że jest inaczej i wtedy walczę z tym o samego siebie, ale żadna armia
nie pokona wroga samotnie bez pomocy taborów, szpitali, oficerskiej
mesy. Ja mam tylko tą ostatnią. Tam, na dole przy knajpianym barze i
barmanie który po mistrzowsku udaje, że mnie słucha. "Wszystko zostaje,
nic się nie zmienia, więc nie mów mi, że istnieje zapomnienie". Co za
idiota to napisał? Ja zapominam coraz więcej. Nawet jej twarz ginie
gdzieś w mrokach mojej pamięci przypominającej czarną dziurę. Kiedyś to
właśnie ona dawała mi siłędo życia, do przetrwania kolejnego dnia.
Dawała mi motywację której teraz tak bardzo mi brakuje. Czy zauważyłeś
czym ludzie kierują się w swoim życiu? Zasadami. Zastanawiam się co to
znaczy... Zasady, kodeks moralny, pewne niepisane prawa. Problem w tym,
że ludzie stworzyli je chyba po to by móc je omijać...
*****
Mija
kolejny dzień mojej drogi do poznania samego siebie. Wiem, że jeśli
dojdę do jej końca będzie to oznaczać koniec tego co teraz przeżywam,
ale wszystko będzie lepsze od katowania się nieustającą lawiną pytań i
odpowiedzi. To nie prawda, że znam wszystkie odpowiedzi, choć ktoś
kiedyś tak o mnie mówił. Mylił się, a raczej myliła. Kobieta. Powraca do
mnie w myślach. Nie chcę tego ale co jakiś czas łapię się na tym, że
słyszę jej głos, widzę jej sylwetkę w tłumie ludzi na przejściu dla
pieszych i panicznie się boję, że to ona. Prawda jest taka, że nie chcę z
nią rozmawiać, nie chcę nawet oddychać tym samym co ona powietrzem. Czy
mam się czuć jak bydlę bo jednocześnie kocham ją i nie potrafię do
końca wybaczyć? Nie wiem. Z każdym dniem rodzą się kolejne pytania, a te
tylko czasem przynoszą odpowiedzi.
*****
Dziś
w nocy przyszedł do mnie. Przybrał formę kobiety doskonałej. Piękne
ciało, włosy złote i pachnące, tak gęste, że prawie nierealne. Nic nie
mówił tylko stał i patrzył jak ogarnia mnie panika i pożądanie. Boję się
jego powrotu, boję się zamknąć oczy, bo wtedy on zjawia się i obnaża
wszystkie moje słabości. Wie o mnie wszystko, zna mój strach, moje
grzechy tak skrzętnie skrywane przed światem. Jest jak druga strona
mojego ja, ta niebezpieczna i pragnąca mojego unicestwienia...
*****
Znalazłem
sposób na mojego nowego kumpla. Pół litra wódki przed snem i może mnie
pocałować. Tutaj kończy się jego sadystyczna władza. Dzięki temu mogę
zebrać kilka myśli, napisać parę listów, a nawet poczytać. Pozostaje
tylko strach przed kolejnym wieczorem. Czy będę miał z kim pić?
*****
Teraz
widzę hipokryzję tego cholernego świata. Zabawne, że dopiero teraz,
będąc na skraju szaleństwa potrafię dostrzec jego zakłamanie. Nie, to
nie świat jest zakłamany. To my, wielcy panowie ziemi, niepodzielni
władcy ustanawiający prawa i zasady. Ludzie głoszący prawdę i porządek w
ciągu dnia, a po godzinach pracy rżnący luksusowe kurwy. Jestem
wulgarny? Nie, to nie ja. To my wszyscy, tyle tylko, że ja potrafię się
do tego przyznać. Patrzę z okna na potężny budynek kościoła będący
świadectwem ludzkiej miłości do Boga. Dwie ogromne wierze, oświetlony
zegar na jednej z nich. To piękny widok i mógłbym tak patrzeć na niego
godzinami, ale już nie potrafię. Cały czas mam przed oczami całkiem inny
widok. Śnieg, pierwsze podmuchy zimowego wiatru, ludzie w grubych
kurtkach kulący się z zimna i przytupujący dla rozgrzania swoich
nażartych ciał. Obok, kilkanaście metrów niżej w załomie powstałym po
remoncie mostu sterta szmat i poznoszonych gazet krzyczących nagłówkami o
igrzyskach 2006 roku. To nie opis śmietnika. To dom starej, umierającej
kobiety. To nie Twoja wina? A czyja? Czuję wstręt do samego siebie, że
nie podszedłem do niej, nie porozmawiałem. Bałem się. Reakcji innych,
śmierci, a może wtedy ja też nie widziałem w tym żadnego sensu. Teraz
widzę. Byłem tam kilka dni później, ale jedyne co pozostało to
porozrzucane przez wiatr papiery i jakieś śmierdzące śmieci. Ten widok
uświadomił mi moją własną małość, nagle zobaczyłem tak wiele...
*****
Upiłem
się. Nie ze strachu. Dla przyjemności zapomnienia. Dla błogosławionej
przyjemności zapomnienia. Myślałem, że nigdy nie potrafię o tym mówić,
ale ta staruszka pokazała mi tak wiele. Całą moją marność i
okrucieństwo. Czy pieprzyłeś się kiedyś z kobietą, a potem kiedy twoja
sperma jeszcze z niej nie wypłynęła powiedziałeś, że to był błąd, że
może jesteś hipokrytą ale to więcej powtórzyć się nie może? Ja tak...
*****
To
już pewnie koniec. Już nie mam siły walczyć z nim. Kimkolwiek jest, nie
potrafię go pokonać, a życie razem z nim jest nie do zniesienia. Zbyt
wiele widzę, zbyt wiele wiem. Nie chcę tego. Chcę tak jak kiedyś żyć w
kokonie nieświadomości swojego istnienia, bo chyba o to tutaj chodzi...
Ale już nie potrafię.
*****
Przychodzi
do mnie każdej nocy. Już nie pomaga alkohol, trawa tylko wzmaga jego
siłę. Wiem, że nie potrafię go pokonać, chcę tylko wiedzieć kim jest i
dlaczego właśnie mi pokazał to wszystko. Jest tylu innych ludzi
zasługujących na nagrodę lub potępienie. Nie wiem czy jego obecność ma
być dla mnie karą czy nagrodą. Nie wiem ile jeszcze potrafię znieść jego
opowieści o mnie samym, o świecie, o ludziach. Z każdym dniem jestem
słabszy i mniej odporny na jego wizyty, ale jednocześnie mam wrażenie,
że to wszystko ma gdzieś swój cel i na końcu tej męki poznam choć jedną
prawdziwą odpowiedź. Chcę tego, choć to może oznaczać koniec wszystkiego
lub początek który jednak w pewnym sensie też jest końcem. Boję się
zasnąć i jednocześnie czekam na sen jak na zbawienie. Mój strach jest
już inny. Dalej nie potrafię nad nim zapanować, ale nie budzi mnie już w
środku nocy moim własnym krzykiem. Coś się zmieniło. Nie wiem co, ale
to już koniec...
*****
Coś
się stanie. Nie wiem co, ale jest już blisko. Z każdą godzinądojrzewają
we mnie myśli, pragnienia. Tak trudno to wszystko nazwać imieniem.
Rzeczy nigdy nienazwanych nie można sklasyfikować w żaden racjonalny
sposób. Co z tego, że czuję kiedy nie potrafię podzielić się swoimi
myślami. Cały ten bajzel powoli zaczyna mnie przerastać. Mam wrażenie,
że sam to wszystko tak zapętliłem, że już nie potrafię się samodzielnie
wyplątać. Tylko czy faktycznie zrobiłem to całkiem sam?
*****
On
jest już tak blisko. Czuję jego oddech, jego dotyk na swojej duszy.
Dalej nie wiem kim jest, ale przestaje mieć to jakieś znaczenie. Nie
jest już ważne jego imię. Nadchodzi...
Już jest...
*****
Obudziłem
się dzisiaj i pierwszą świadomie zapamiętaną myślą były słowa płynące
gdzieś ze środka mnie samego, a jednak nie do końca moje. A może tylko
tak mi się wydawało. Zapisałem je...
Widzę ludzi. Bezsens z jakim
starają się pogodzić. Utracone nadzieje, pragnienia zrodziły w ich
zmęczonych duszach automatyczne, nabyte zachowania. Najeść się,
zaspokoić swoje chore potrzeby, mieć gdzie wrócić w chwilach krańcowego
zdołowania. Sztuczni znajomi - wypada mieć znajomych. Powoli wszyscy
stajemy się do siebie podobni w swoich makabrycznych zachciankach. Ktoś
kto widzi i czuje inaczej jest napiętnowany swoją innością jak czarna
owca w rodzinie burząca ustalony porządek. Banici, Wędrowcy, Ludzie.
Pragną zrozumienia i akceptacji. Ale stado zabija chore jednostki, zbyt
ludzkie. Zabija by zgnieść w sobie poczucie winy, zazdrość i zawiść.
Choć może o tym nie wie...
*****
To już koniec
*****
Kraków 1 grudzień 1998 roku