Ostatnio dodane [ proza ]

stajenny. część piąta. [J. P.]
stajenny. część czwarta [J. P.]
stajenny. część trzecia [J. P.]
stajenny. część druga [J. P.]
stajenny. część pierwsza [J. P.]
samotna plaża [J P.]

Ostatnio dodane [ poezja ]

żonglerka [A. S.]
niepokorna [A. S.]
nostalgia [A. S.]
ludzki los [E. J.]
o ponownym znajdowaniu sensu [J. W.]
posłuchaj miły [A. S.]
gumisie [U. P.]
o zwyczajności [S. P.]
cicho sza... [A. S.]
noworoczne szaleństwo [M. K.]
za późno [A. P.]
prośba [I. N.]
gdzie jesteś [M. K.]
twoje oczy [M. K.]
zostałem dziadkiem [J. P.]
uparcie i skrycie [A. S.]
za późno na żal [M. K.]
list [M. K.]
polowanie [M. K.]
czyściec mój [M. K.]
ostatnia decyzja [M. K.]
własny dom [M. K.]
zawiodłeś [M. K.]
prawdziwa [U.P.]
majtki [M. B.]
je suis [M. B.]
samotność [M. F.]
przyspieszam kroku [A. S.]
zakochanie ? [A. S.]
czy już czas [J. W.]


wszystkie dodane ostatnio, a
nie uwzględnione tutaj teksty
dostępne są w archiwum


Warto przeczytać
-
-
-
-
-
-


Dźwiękiem zaplątani

Anna Łotysz
zwierzenia drewnianej róży


Krzysiek Banita Kargól
na śmierć mnie skazano

Krzysiek Banita Kargól
ostatni spacer


więcej zaplątanych w czytane i śpiewane słowa dźwięków pojawi się wkrótce w osobnej zakładce.


Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0



Formularz logowania


Witaj, Gość · RSS 2024-04-27, 04:50
Główna » Artykuły » Prozą pisane

Autostrada do Śmierci


Autostrada do śmierci
Krzysztof Banita Kargól

Stary Człowiek obudził się tak samo jak każdego dnia od dziesięciu lat. Obudził się sam. Dawno już przestał utrzymywać kontakt ze światem widocznym przez okno jego malutkiego mieszkania. Kierując własne życie wgłąb samego siebie utracił kontakt z tak zwaną rzeczywistością. Jego dawni przyjaciele ( o ile kiedykolwiek ich miał ) przestali poznawać go na ulicy, zapraszać na spotkania zramolałych starców na których on burzył ustalony porządek ich świata. Świata budowanego mozolnie przez całe życie usłane normami, przykazaniami, nakazami. Negował ich system wartości, był pariasem. Znamienne, że w momencie gdy został sam poczuł ulgę.

Metodą eliminacji dobra i zła pozwolił sobie na rozmowy tylko z jedną kobietą. Rozmowy bez używania ust, bo za pomocą kartki papieru i długopisu. Może właśnie dlatego ta znajomość trwała tyle lat. Ile? On sam tego nie pamiętał. Kiedyś ją kochał, chciał się ożenić, być ojcem jej dzieci. Mieć własny dom, samochód, dobrą pracę, znajomych... "Bzdury."

Jak na ironię, to właśnie ona sprawiła, że przestał wierzyć w uczucia. Może nie tyle w uczucia, co w ich sens. Zrezygnował z luksusu miłości, a nawet z rozkoszy sexu który przez jakiś czas wypełniał całe jego życie. Może to była ucieczka?

Czasem miał wrażenie, że całe jego życie było i jest ucieczką. Kto dał mu właściwie prawo do twierdzenia, że to on ma rację? Może było inaczej? Ta myśl często budziła go w środku nocy krzykiem jego własnej, przerażonej krtani. To by znaczyło, że całe jego życie było farsą, pomyłką w planowaniu. Tego się bał. Nie zostawił dzieci, bo nigdy ich nie miał. Nie zostawił nawet wspomnień o sobie samym w ustach przyjaciół ( o ile kiedykolwiek ich miał ), nie zostawił nic. Miał tylko swoje myśli i swoją wiarę w słuszność własnych decyzji. Jeśli musiałby wyrzec się i tego, jego życie stałoby się tylko zabieraniem cennego powietrza innym. Tego się bał. Bezcelowości własnej egzystencji. W czasach gdy zaczynał golić pierwszy zarost doznał prawie mistycznego objawienia pewnych wartości. Klęcząc w parku, w środku miasta, modlił się do Boga ( robił tak zawsze gdy coś zaczynało iść nie tak jak powinno ) i zdał sobie sprawę, że istnieje jeszcze jedno wyjście. "Śmierć".

Nie jako ucieczka i przejaw słabości, ale akt odwagi i świadomego wyboru. Tak na prawdę nikt nigdy nie wierzył, że jego opowieści o samobójstwie były prawdziwe. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Zdecydował się żyć, bo był tchórzem i nie potrafił zabić samego siebie. Jednak myśli o tym ekstremalnym wyjściu powracały do niego jak bumerang i co jakiś czas rozważał możliwość samodzielnego zejścia.

Stary człowiek tak jak każdy potrzebował wierzyć. Wierzył więc w przyjaźń, miłość, zaufanie, a nawet w Boga. Jego wiara w tego ostatniego nie opierała się na kościele, a na własnej świadomości istnienia jakiejś siły. Potężnej, choć nie ingerującej zbyt nachalnie w życie ludzi. Co mu dawała ta naiwna wiara? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Tak było i pogodził się z tym. Z pewnymi sprawami nie warto walczyć. Wierzył też w potęgę słów i wiele innych prawd które co jakiś czas zmieniały się i swoje własne znaczenie. Któregoś dnia Stary Człowiek zdał sobie sprawę, że wierzy w "Zegar".

Gdy obudził się pewnego popołudnia ( lubił sypiać nawet w dzień, bo to zawsze jakaś forma ucieczki ) poczuł, że jego serce bije w tym samym rytmie co wahadło zegara. Tik - Tak; Bum - Bum. Z początku rozbawiło go to spostrzeżenie, ale z czasem w jego starczym umyśle zrodziła się myśl. "Kiedy zegar przestanie bić - umrę". Stało się to jego obsesją, każdego dnia sprawdzał i upewniał się, że jest panem własnej śmierci.

Stary Człowiek obudził się tak samo jak każdego dnia od dziesięciu lat. Obudził się sam. "Zegar wciąż bił". Kiedy otwierał oczy, w jego głowie zaczęła rodzić się myśl. Ubrał się, a nawet ogolił i zabrał za sprzątanie mieszkania. Sam się zdziwił, że te proste czynności sprawiają mu tyle radości. Wziął długopis i napisał kilka zdań... "Kiedy już wszystko zostało powiedziane, czas iść dalej. Może gdzieś są miejsca dla Wiecznych i może właśnie tam będziemy mogli trwać w zawieszeniu, a jednocześnie tańczyć w obłąkańczym tańcu naszej własnej energii. Nieskrępowanej, ale wolnej i prawdziwej. Bez retuszy i udawania, bez maskowania własnych słabości, bez bólu. Ciało jest tylko jej nośnikiem, więc spalcie je, a popioły... One nie są ważne. Rozsypcie". Potem Stary człowiek zaadresował list i zostawił go w widocznym miejscu. Jego wiara w samego siebie osiągnęła apogeum, teraz był pewien. Stał się bogiem i jak na boga przystało miał władzę odbierania życia. Usiadł naprzeciw konającego zegara i czekał. Niecierpliwił się jak dziecko czekające na odwinięcie cukierka. Z każdym ruchem wahadła Stary Człowiek widział jeden dzień ze swojego życia. Jakąś twarz, czasem czuł dotyk albo zapach. Czas przestał mieć znaczenie, też czekał na narodziny kolejnego boga. "Cisza".

Spadła nagle i niespodziewanie. Zegar stał się tylko kawałkiem drewna a nie wyznacznikiem życiem lub śmierci. Czas odzyskał swoje miejsce uspokojony już i dalej pewny swej bezwzględności. Stary Człowiek płakał. Nie był bogiem, nie był nawet nawet bożkiem. Kolejny raz umarło wszystko w co wierzył. Przez całe życie widział ginące uczucia, ludzi, sens, wiarę. On nie potrafił... W małym mieszkaniu Starego Człowieka powoli rodził się krzyk i pytania. PO CO? DLACZEGO? DLA KOGO? "Cisza".

Spadła nagle i jeszcze bardziej niespodziewanie niż poprzednio. Stary Człowiek uśmiechał się i nucił jakąś starą, zapomnianą melodię. Podszedł do okna i po raz pierwszy od lat użył słów. Wypowiedział tylko kilka sylab, ale to właśnie w nich zawierało się wszystko. On już wiedział i rozumiał. Wieczorem, gdy Stary Człowiek szedł spać był spokojny jak nigdy wcześniej. Wiedział co przyniesie noc, przecież cały czas czekał na gości. Teraz był pewien, że przyjdą. Miał stać się jednym z Nich.


Kiedy rano do mieszkania Starego Człowieka przyszła młoda dziewczyna opiekująca się Nim z ramienia Czerwonego Krzyża, On już nie żył. Nie zaskoczył jej ten widok. Starzec coraz bardziej dziwaczał i opieka nad nim była bolesna. Dlaczego? Nawet przed samą sobą nie przyznałaby się do tego. Podeszła do stołu. Leżała tam biała, niezaadresowana koperta. Gdy wzięła ją do ręki ze środka wypadła mała kartka zapisana ozdobnym, gotyckim pismem. Z pewnym trudem odczytała: " Był Człowiekiem. Stworzył samego siebie na swój własny obraz i podobieństwo. Zdradzał samego siebie i własne prawdy, ale zawsze wierzył. Szukał własnego domu i drogi powrotu. Był Człowiekiem.

Kraków 12 czerwiec 1999 roku

Kategoria: Prozą pisane | Dodał: Banita (2013-02-15)
Wyświetleń: 670 | Komentarze: 2 | Rating: 5.0/1
Liczba wszystkich komentarzy: 2
1 wieszcz  
0
Tutaj też widzę dużo podobieństwa do Mateusza z opowieści "Biały Gawron". Jakby zapiski niedopowiedziane, ostatnie myśli, wahania, uczucia. Uważam jednak, że nie miał racji. Samobójstwo to nie odwaga, lecz tchórzostwo. Najtrudniej jest żyć z dnia na dzień z tym co ten dzień przynosi, z myślami, doświadczeniami, szarością. Wszystko po to by w końcu odnaleźć coś, co pozwoli znowu poczuć się jak młody Bóg. Mówi się że na utratę ukochanej najlepsza jest inna ukochana (klin klinem), ale tu trzeba dużo szczęścia by akurat się udało.Czytam te opowiadanka i w głowie przelatują mi obrazy, odczucia podobne do mojego życia. Każdy kto w życiu utracił kogoś bliskiego zrozumie emocje błąkające się po tych stronicach. Mam nadzieję, że bohater tych opowieści znajdzie w końcu swoje Słońce. Pozdrawiam

2 Banita  
0
Bohater tych opowieści też ma taką nadzieję...

Stary Człowiek nie popełnia samobójstwa. W swoim "obłędzie" widzi siebie jako bożka który potrafi życie zakończyć, ale to nie to samo. W końcu umiera śmiercią naturalną. Tak przynajmniej widzę to ja:) A że ktoś widzi inaczej... Dla mnie fantastyczne uczucie, bo oznacza, że przeczytał i jeszcze go do myślenia zmusiło.

Na marginesie. To miał być wstęp do opowiadania fantasy:) ale jak zacząłem fabułę wymyślać wyszło mi takie monstrum, że temat zarzuciłem. Stary Człowiek mi się podobał na tyle, że wstęp przerobiłem na tekst samodzielny.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
[ Rejestracja | Wejdź ]
Stwórz bezpłatną stronę www za pomocą uCoz