Jego
pasją są konie... Odważny, wysportowany, chwilami bardzo samotny.
Pracuje okazyjnie jako stajenny w stadninie córki. Pomaga, wykonuje
drobne naprawy. W wolnych chwilach dużo czyta i, jak sam mówi, "próbuje
pisać". Oceńcie sami.
Stajenny. Część trzecia.
- No, jak się czujesz Marylko? - zapytał
stajenny swoją żonę podczas odwiedzin w
szpitalu.
- Troszkę lepiej. Na szczęście noga nie
była złamana, tylko silnie potłuczona.
Dostałam serię zastrzyków - przeciwtężcowy
i przeciwkrwotoczne.
Dalsze długie leczenie będzie przebiegać w
domu.
- Jestem wykończona i obolała. Jutro wychodzę
do domu - powiedziała.
- No dobrze. Zdrowiej i o nic się nie
martw. Jakoś
dajemy sobie z Dominiką radę bez ciebie -
powiedział. Stajenny nie chciał żony martwić, a więc
nie powiedział jej, co wydarzyło się przy
wczorajszym pojeniu koni. Córka pojechała
do gminy załatwić kilka spraw. Został sam z
siedmioma końmi. Był pogodny ranek. Promienie słońca
nieśmiało pukały w okna. Woda z głośnym
szumem płynęła do wiader.Słysząc to konie
rżały głośno i nastawiały uszu.
Agresywny Lampi doskonale pamiętał, co się
niedawno wydarzyło. Teraz, tupiąc kopytem,
domagał się wody pierwszy. - Poczekaj, najpierw dostaną inne. Jeszcze
nie twoja kolej - powiedział stajenny.
Gdy przechodził z pełnym wiadrem obok jego
boksu, ogier wychylił się i złapał go
zębami za ramię.
Zabolało. Stajenny pochylił się i postawił
wiadro przy jego bramce. Ogier przyciągnął
je do siebie i szybko wypił wodę.
Wałach w sąsiednim boksie uderzył tylnimi
nogami w ścianę. Wyginając szyję wężowym
ruchem, znienacka ugryzł go w grzbiet. Inne
konie zakotłowały się w boksach uderzając
kopytami w bramki.
Stajenny zareagował natychmiast. Otworzył
boks Lampiego, unikając zręcznie kopnięcia
kopytem w puste wiadro. Płynnym ruchem
stopy posłał je za siebie. Odepchnął
napierające na niego zwierzę i zamknął
bramkę.
Ogier nie dał za wygraną. Uderzył kopytem z
całej siły w bramkę, chybiając nogę
stajennego o włos.
- Spokojnie. Jesteś niegrzeczny. Daj się
napić innym - powiedział stajenny.
Następnie przyniósł wodę sąsiadowi młodego
ogiera. Podstawił mu wiadro pod pysk jedną
ręką, przytrzymując je tułowiem. Drugą ręką
pieszczotliwie podrapał go za uszami.
Zwierzę parsknęło zadowolone Leczenie nogi Maryli trwało niemalże trzy
miesiące. Niesamowicie silne uderzenie
kopytem zmiażdżyło mięśnie uda. Olbrzymi
krwiak w granatowym kolorze uniemożliwiał
chodzenie nawet w pomieszczeniu. Opatrunki
i zastrzyki w brzuch, wielokrotne punkcje i
inne medykamenty pomogły w leczeniu. Do
dziś pozostał dół w mięśniach wielkości
pięści.
CDN
Powyższy tekst stanowi wyłączną własność autora i nie może być wykorzystywany i powielany bez jego zgody. ( Dz. U. 1994 nr 24 poz 83 z póź zm )
Wow... az Mnie ciarki przeszly! Przypomniales mi historie jak bylam dziewczynka i wraz z kolezanka bawilysmy sie w Chowanego na podworku u sadiada. Mieli konia, pasl sie na dworze, rwalysmy dla Niego trawe i karmilysmy, na zmiane, ale kiedy kon wlasnie zajadl z mojej reki, kolezanka przyblizyla swoja, nie wiem czy myslal ze zabierze mu z geby czy co ale bardzo szybko zlapal ja zebami za piers... blizne ma do dzis. Zwierzeta to sa zwierzeta, Maja instynkt, moga odczuwac tak samo jak czlowiek strach etc az mnie wlasnie ciarki przeszly po przeczytaniu tego na gorze... Pozdrawiam.
Dziękuję IGUS za przeczytanie. Żadna proza nie odda bezpośredniego kontaktu ze zwierzęciem. W pracy z końmi ryzykuję za każdym razem. I wiem to. Gdybym się ociągał z decyzją nawet o ułamek sekundy - nie czytałabyś tej - prozy faktu.
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. [ Rejestracja | Wejdź ]